wtorek, 18 października 2011

EPILOG

EPILOG

                Ciepłe, sierpniowe powietrze uderzyło moją twarz po wyjściu z klimatyzowanego wnętrza volvo.  Rozejrzałam się po zupełnie nieznanej mi okolicy, po czym przeniosłam wzrok na stojącego po drugiej stronie samochodu Mateusza, który wspaniałomyślnie zgodził się mnie tu przywieźć. Przyglądał się nowoczesnym budynkom ze stali i szkła z obojętnym wyrazem twarzy.

– Zaczekać tu na ciebie, czy mogę pozwiedzać miasto? – spytał, mierzwiąc swoje włosy i wywołując ty samym przyśpieszenie rytmu mojego serca, co było niedopuszczalne, jako że moim chłopakiem był Maks, mieszkający obecnie na szóstym piętrze apartament owca, dumnie wznoszącego się tuż przede mną.

– Poczekaj, tylko sprawdzę, czy Maks jest w domu – odpowiedziałam, odgarniając z czoła zbłąkany kosmyk moich blond loków.

– Jechaliśmy kilka godzin w taki upał, a ty mi teraz mówisz, że Maks nic nie wie o twoim przyjeździe? – trochę się zirytował, co w sumie było zrozumiałe; w ogóle powinien mnie wysłać do diabła, kiedy poprosiłam, perfidnie wykorzystując jego uczucia, żeby zawiózł mnie do Berlina.

– Nie wie, że przyjadę, ale wczoraj powiedział mi przez telefon, że będzie dziś cały dzień w domu – wytłumaczyłam. – Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę z powrotem – dodałam, po czym ruszyłam szybkim krokiem do szklanych drzwi.

                Muszę przyznać, że był to nie lada wyczyn, zważając na moje sandałki z kilkunastocentymetrowym obcasem. Mogłabym się założyć, że Aldona nie uszłaby w tych butach nawet dwóch kroków, jako że ona nie potrafiła (albo, co bardziej prawdopodobne, udawała, że nie potrafi) nie przewrócić się w butach o połowę niższych.

                Bez problemu udało mi się dostać do wind, dzięki przemiłemu panu ochroniarzowi. Według regulaminu nie powinien mnie wpuścić bez wcześniejszego telefonu do mieszkania Maksa czy chce mnie przyjąć, udało mi się go jednak skutecznie zbajerować. Nie będę ukrywać, że pomogła mi w tym bardzo skąpa, różowa miniówka ze sporym dekoltem i wcześniej wspomniane sandałki. W każdym bądź razie, dostałam się do apartamentu Maksa i jego mamy bez żadnych utrudnień.

Zapukałam w drzwi z mosiężną kołatką, z radością czekając, aż Maks otworzy je, pocałuje mnie i znów nazwie swoją księżniczką. Z kolei druga strona mojej osoby chciałaby być w czarnym volvo stojącym pod budynkiem, obok osoby, do której zdecydowanie nie powinnam żywić podobnych uczuć.

Nikt nie otwierał, więc zapukałam ponownie ze zniecierpliwieniem. Tym razem drzwi otwarły się bardzo szybko. Nie stanął w nich jednak ani Maks, ani tym bardziej jego mama. Osobą, która powitała mnie w progu mieszkania mojego chłopaka, była dziewczyna mniej więcej w moim wieku owinięta jedynie białym ręcznikiem. Jej włosy otaczały drobną twarz, o nieskazitelnych rysach twarzy, wodospadem płomiennorudych fali, jeszcze wilgotnych po kąpieli. Zmierzyła mnie od stóp do głów krytycznym spojrzeniem piwnych oczu.

– Maksiu! Kotku, ktoś do ciebie! – wykrzyknęła cieniutkim sopranem, wymawiając słowo „ktoś” z wyraźną pogardą.

                Nie podobało mi się to. Zdecydowanie nie podobało mi się to tym bardziej, że z głębi mieszkania wyłonił się Maks, zapinający właśnie rozporek swoich jasnych dżinsów. Jego włosy również były nieco mokre.

Nagle wszystko stało się jasne. Jego zachowanie ostatnimi czasy, dziwne telefony, niespodziewane nieobecności. Maks, jak przez pewien czas podejrzewałam, zdradzał mnie z jakąś… jakąś… cóż, nie potrafiłam określić tej dziewczyny, nie bez użycia wulgaryzmów.

Niezwykłe było to, że, oprócz upokorzenia, złości, żalu i wszystkich innych uczuć towarzyszących odkryciu zdrady, czułam także niebywałą ulgę.

– Angela? – spytał absolutnie skonsternowany Maks. – Co ty tu robisz?

– Przyjechałam cię odwiedzić – odparłam lodowatym i oschłym głosem – ale widzę, że już znalazłeś sobie towarzystwo.

– Kotku, znasz tę… dziewczynę? – spytała rudowłosa, wahając się przed słowem „dziewczyna” i tym samym zwiększając moją złość.

– Oczywiście, że mnie zna – wysyczałam jej w twarzy, po czym, przepychając ją w drzwiach ruszyłam w stronę Maksa. – Byliśmy parą prawie dwa lata, wcześniej się przyjaźniliśmy. W zeszłym miesiącu przeżyliśmy razem naprawdę trudne chwile, ale to widocznie zbyt mało, żeby nie zdradzać osoby, którą ponoć się kochało.

– Angela, księżniczko…

– Nie mów tak do mnie! – krzyknęłam, stojąc już bardzo blisko niego i czując cisnące się do moich oczu łzy. – Już nigdy więcej nie mów do mnie księżniczko! Wiedziałam, czułam, że masz kogoś na boku, ale nie chciałam w to wierzyć. Jak mogłeś mi to zrobić, po tym wszystkim co przeszliśmy, co ja przeżyłam! – wrzasnęłam mu prosto w twarz, a on cofnął się o krok, jakby się mnie bał. – Nie wystarczałam ci!? Nie chciałam się z tobą przespać, więc znalazłeś sobie inną!?

– Chciałem po prostu, żebyś wiedziała, jak to jest być zdradzanym – powiedział, odzyskując pewność siebie. – Myślisz, że nie mam pojęcia, co się dzieje na tych waszych treningach? Obściskujesz się z Mateuszem kiedy popadnie!

                O, nie. Tego było za wiele. To ja przyłapuję go z inną dziewczyną, a on śmie mi mówić, że to miała być nauczka dla mnie? Odwróciłam się z zamiarem odejścia, jednak stwierdziła, że Maksowi należy się coś w zamian. Wróciłam do poprzedniej pozycji i, patrząc mu prosto w oczy, zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go pięścią w twarz.

                Później wybiegłam z jego mieszkania i zbiegłam na dół po schodach, nie chcąc czekać na windę. Przemknęłam koło zaskoczonego ochroniarza i już po chwili siedziałam w samochodzie koło Mateusza.

– Angela, co się stało? – zdziwił się, kiedy zobaczył w jakim jestem stanie.

                Nic dziwnego. Od płaczu z pewnością rozmazał mi się tusz i spływał teraz ciemnymi strumyczkami po policzkach. Wyglądałam pewnie podobnie do Jokera w „Batmanie”.

– Jedź – poprosiłam, wycierając łzy wyciągniętą ze schowka chusteczką – zabierz mnie stąd jak najdalej od niego.

                Mateusz nic nie odpowiedział, tylko ruszył z piskiem opon. W tym samym momencie z bloku wybiegł Maks, mógł więc rozkoszować się cudownym zapachem spalin. Nie obchodziło mnie to jednak, taj samo jak jego rozzłoszczona mina. Maks stał się dla mnie niemiłą przeszłością, od której uciekałam. Ku przyszłości, niejasnej i nieznanej, a jednak obiecująco lepszej od tego, co było.



KONIEC

4 komentarze:

  1. Niesamowita książka, a na talent Autorki brak słów - świetnie! Czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedynie co lubię czytać to są właśnie książki o miłości bądź z jakimkolwiek wątkiem miłosnym, lecz nie wszystkie przeczytane mi się podobały i były dla mnie stratą czasu. Muszę jednak stwierdzić, że zamieszczona tutaj książka bardzo, ale to bardzoo mi się podoba. Trzymająca w napięciu, z interesującymi bohaterami no i o miłości. Czego chcieć więcej?? Epilog mnie zaintrygował, więc proszę o następną część.;)
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety jest to tekst potencjalnie dyskryminujący osoby chore psychicznie co jest jak kopanie leżącego człowieka, możliwe, że szerząc kulturę braku tolerancji wobec takich osób przyczynisz się do tego, że takie osoby zmarnują sobie życie i być może innym, robiąc coś głupiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż może nie gdyż może schemat kulturowy masz wpisany psychiatryczno piętnujący lecz sama masz pod tym względem sensowne wątpliwości, niezupełnie wiadomo gdyż ekspertem nie jestem lecz jest taka autorka co pisze o psychiatrii intuicyjnej Judith Orloff i z mojej perspektywy jako psychiatrycznego pacjenta o intuicji pisze sensownie, chyba wypada mi Ciebie odrobinę przeprosić gdyż byłem nieco arogancki w tych komentarzach, a dostrzegam sens aby raczej udzielać wsparcia na drodze intuicyjnego rozwoju niż go negować.

    OdpowiedzUsuń