– Weź się zlituj – zajęczał Mateusz, chowając głowę pod poduszką – i nie krzycz mi nad uchem.
– Jest już po dwunastej – powiedziałam może nieco zbyt głośno – chcemy iść na plażę.
– Idźcie same – zacharczał Maks z drugiego końca pokoju – tylko nie róbcie hałasu.
– Nie trzeba było pic na umór – odparłam, po czym krzyknęłam do Krzysztofa i Angeli. – Idziemy sami!
– Co? – zawołała z dołu moja przyjaciółka.
– Idziemu na plażę bez Maksa i Mateusza! – wykrzyknęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam, czym zasłużyłam sobie na przekrwione spojrzenie pełne wyrzutu od Maksa i sarkastyczną uwagę, a raczej prośbę, zupełnie niezgodną z prawami fizyki, od mojego brata.
– Przyniosłabyś nam chociaż wodę – jęknął spod okna chłopak mojej przyjaciółki – czuję się jak na Saharze.
Patrzył na mnie tak błagalnym wzrokiem, że mimo obietnicy złożonej wcześniej Angeli poszłam i przyniosłam im po butelce wody mineralnej. Może i byli sami sobie winni, ale w końcu należy im się odrobina uprzejmości i dniu urodzin.
– Co wam strzeliło do głowy, żeby tak się spić? – spytałam i pokręciłam głową z politowaniem na ich żałosny widok. – Czasami ma wrażenie, że macie czternaście, a nie dziewiętnaście lat.
– Wieź nie kop leżącego, z łaski swojej – wymamrotał do poduszki Mateusz.
– A co ja takiego robię? Zastanawiam się tylko, czy głupota ludzka faktycznie nie ma granic, i dochodzę do wniosku, że chyba jednak nie.
– Nie trzeszcz nad uchem, to boli.
– Skoro nie chcecie żebym wam umilała ten czas, to sobie pójdę – odparłam, kierując się do drzwi – tylko postarajcie się wyspać do wieczora, ok? Nie mam zamiaru szeptać – dodałam i trzasnęłam drzwiami. – Ups! Przepraszam!
– Nienawidzę cię! – usłyszałam zza drzwi ochrypły głos mojego brata i cicho się zaśmiałam.
* * *
Morska woda wymywała piasek spod moich stóp i obmywała łydki. Lipcowe słońce grzało niemiłosiernie skórę, a wiatr co chwila rozwiewał mi włosy i zrywał z głowy kapelusz. Do tego nade mną krążyły szare i białe mewy, wydając przenikliwe piski i skrzeki. Mimo to, czułam się niebywale szczęśliwa i wreszcie doceniona jako kobieta.
Moja dłoń spoczywała w silnym uścisku Krzysztofa. Szłam z wysoko podniesioną głową z miną bezbrzeżnego zadowolenia i dumy z tego, że idę z tak zabójczo wyglądającym facetem. Spod niedbale założonej i rozpiętej koszuli widać było idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Ciemne ray bany uniemożliwiały mu usidlenie mnie wzrokiem, chociaż i tak czułam, jak od czasu do czasu lustruje uważnie moje ciało, osłonięte jedynie bikini i cieniutką, białą sukienką.
Cały czas zastanawiałam się, co on we mnie takiego widzi. Oczywiście, nie jestem brzydka, ale spójrzmy prawdzie w oczy – modelkom nie dorastam do pięt. Wyglądam tak irytująco zwyczajnie, że niemal zlewam się z szarością miasta. Wszystko jednak wyglądało na to, że Krzysztofowi ani trochę to nie przeszkadza, wręcz odwrotnie. W przeciwieństwie do mnie, w ogóle nie starał się ukrywać swojego zachwyconego i niekiedy wręcz płonącego spojrzenia – być może lubił wprowadzać mnie w stan zawstydzenia.
Przechadzaliśmy się brzegiem plaży w ciszy, wymieniając się jedynie co jakiś czas spojrzeniami czy delikatnymi pocałunkami. Ta chwila była tak cudowna, że nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy z powrotem na nasz koc, na którym Angela zdążyła już się rozłożyć. Krzysztof uśmiechnął się do mnie i mruknął coś o napojach, a potem odszedł w stronę parkingu.
– Co wy tak długo robiliście? – spytała moja przyjaciółka, kiedy usiadłam obok niej. – I gdzie zgubiłaś ukochanego?
– Poszedł chyba po coś zimnego do picia – odpowiedziałam i sięgnęłam po olejek do opalania, ponieważ moja blada skóra wymagała ciągłej ochrony od bezlitosnego słońca.
– To dobrze, wszystko co zabraliśmy niedługo zacznie wrzeć – odparła Angela, podnosząc okulary na czubek głowy i wpatrując się we mnie lazurowymi oczami. – Powiesz mi, co robiliście?
– Spacerowaliśmy i podziwialiśmy piękno natury – odparłam szybko, szczerząc niewinnie zęby.
– Jasne, w to nie wątpię… – lekko uniosła ku górze jedną brew – i jednak wolę nie wnikać w szczegóły. Swoją drogą, masz lekko spuchnięte usta – dodała ze swoim ulubionym, złośliwym uśmieszkiem, a ja oczywiście oblałam się rumieńcem. – Mogłoby być tu więcej przystojnych chłopaków, nie ma nawet na czym oka zawiesić. Chociaż ten facet, na którego wpadłaś jak szliśmy na plażę był niczego sobie.
– Angela…
– No co? – zdziwiła się. – W sumie był nawet podobny do Maksa, gdyby ściął włosy i spędził kilka miesięcy na siłowni – dodała i wróciła do opalania się.
Westchnęłam, przypominając sobie tamtego mężczyznę. Był wysoki i dość szczupły, a jego skóra miała chorobliwie blady odcień, chociaż oczy przebijające się poprzez kurtynę brązowych, posplatanych loków miały niezwykle wyraźny, błękitny odcień. Gdybym wtedy wiedziała…
Rozłożyłam się wygodnie na kocu i wspominałam jeden z odważniejszych pocałunków, podczas którego ręka Krzysztofa zawędrowała po raz pierwszy poniżej mojej talii. Doszłam do wniosku, że od tamtej chwili musiałam sprawiać wrażenie narkomanki – świat był niebywale kolorowy, a ptaszki śpiewały tak pięknie, jak nigdy.
– Angela, ćwicz refleks! – zawołał niespodziewanie Krzysztof i rzucił dziewczynie butelkę, gdy tylko usiadła.
– Dzięki – odparła po tym, jak ją zręcznie złapała. – Aldonie lepiej nie rzucaj, od jakiegoś czasu ma problemy z utrzymaniem w rękach czegokolwiek, że nie wspomnę już o łapaniu.
– Nie miałem takiego zamiaru – mrugnął do niej porozumiewawczo – przy jej koordynacji byłoby to poważne narażenie zdrowia i życia – dodał, a ja dopisałam tę chwilę do listy momentów, w których brakuje mi wizji.
– Bardzo zabawne – odparłam ironicznie, niemal dzieląc wyrazy na sylaby.
– Wiecie co, chyba pójdę do tych nieszczęśników – odezwała się Angela po dłuższej chwili i wstała – siedzą tam całkiem sami, w dodatku w swoje urodziny… – dodała, zakładając różową sukienkę na złote bikini.
– Podwieźć cię? Stąd jest dość daleko – zaproponował Krzysztof, Angela jednak pokręciła głową.
– Nie, naprawdę, przejdę się – uśmiechnęła się trochę smutno, po czym wzięła swoje klapki i torbę i ruszyła w stronę deptaku, rzucając jeszcze przez ramię krótkie pożegnanie.
Często zastanawiałam się później, czy mogłabym zmienić bieg wydarzeń, gdybym wiedziała, co się stanie. Czy nic by się nie wydarzyło, gdyby Angela przystała wtedy na propozycję Krzysztofa? Może i tak by do tego doszło, tylko w innym czasie? A może, jeśli to w ogóle możliwe, zdarzyłoby się coś jeszcze gorszego? Przez dłuższy czas nie dawało mi to spokoju, nadal nie daje. Mogłam oszczędzić tyle cierpień sobie i innym, gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie…
– Co jej się stało? Śmiała się, a potem nagle spoważniała… Nie rozumiem.
– Ostatnio czasami tak się zachowuje – wyjaśniłam – chyba nie układa jej się z Maksem.
– Też to zauważyłem, wczoraj, jak poszłyście spać, mówił o niej tak, jakby nie byli już razem – odparł spokojnie i usiadł obok mnie. – I jeszcze ta sprawa z Mateuszem... – westchnął – nie sądzisz, że życie byłoby łatwiejsze bez miłości?
– Być może – odparłam, chwytając jego rękę – ale co to by było za życie?
– Samotne, bez wyrazu, przewidywalne do bólu – odrzekł, po każdym określeniu całując coraz to nowsze miejsca na moim ciele – w skrócie: nie warte zachodu – podsumował, całując mnie prosto w usta.
* * *
Na plaży spędziliśmy kilka dobrych godzin, chociaż wydawało mi się, jakby to było zaledwie parę chwil. Czas jest najzłośliwszym zjawiskiem na świecie – radosne chwile mijają zbyt szybko, trudne i bolesne wleką się w nieskończoność. Tylko czy potrafilibyśmy docenić piękno i ulotność życia, gdyby było inaczej? Nie wiem, nawet po tym, co się wydarzyło, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
– Cieszę się, że chociaż ty nie upiłeś się tak jak Mateusz i Maks – powiedziałam, gdy powoli zaczęliśmy zbierać się do powrotu – nie wiem, czym oni myśleli, ale na pewno nie głową.
– Już nie bądź taka złośliwa – pouczył mnie, zbierając nasze rzeczy do torby – zapewniam cię, że oni już zapłacili za chwile głupoty spędzeniem urodzin w łóżku w świecie głośnych dźwięków.
– Ok, mam tylko nadzieję, że Angeli udało się ustawić ich jako tako do stanu używalności – odparłam i ruszyłam w stronę samochodu.
Droga powrotna do naszego drewnianego domku minęła nam bardzo szybko, co uznałam za błogosławieństwo, ponieważ żołądek aż ściskał mi się z głodu, co nie nastrajało mnie pozytywnie w stosunku do otoczenia.
– Wróciliśmy! – krzyknęłam, wchodząc do maleńkiego saloniku i rzucając koc na podłogę. – O, widzę, że Angela zdążyła was już postawić na nogi – powiedziałam, gdy zobaczyłam mojego brata i Maksa siedzących przy stole i jedzących ze zbolałą miną kanapki.
– Angela? – zdziwił się Maks, marszcząc brwi. – Przecież ona była z wami.
– Nie przyszła? – spytał Krzysztof z nerwowym zaciekawieniem.
– Nie, ale… – zaczął Mateusz, przerwał jednak, gdy tylko zobaczył mój wyraz twarzy.
Przed oczami zaczęły mi przelatywać obrazy, niczym film przeglądany w przyspieszonym tempie, wszystko, co widziałam tamtej nocy, co czułam podczas tamtej wizji. Oparłam się o ścianę i bezwładnie zsunęłam na podłogę. A może upadłam? Nie jestem w stanie przypomnieć sobie szczegółów tamtej chwili, wspomnienia wciąż rozmazują mi się i plączą.
– Nie… – wyszeptałam, ledwie poruszając skamieniałymi ze strachu wargami – nie, to niemożliwe…
Krzysztof coś do mnie powiedział, ja jednak nadal wpatrywałam się w dal i nie reagowałam na nic. Ogarnęło mnie takie przerażenie i rozpacz, że nie byłam w stanie zapanować nad własnym ciałem. Zawiodłam. Nie dotrzymałam obietnicy złożonej w tamtą noc Mateuszowi. Poczułam jak ktoś delikatnie łapie mnie za ramiona i unosi do pozycji stojącej. Jak przez mgłę ujrzałam brązowe oczy Krzysztofa wypełnione troską. Pod powiekami zaczęły gromadzić mi się łzy i wypływać powoli, jedna po drugiej. Kapały na moją sukienkę, na koszulę stojącego bardzo blisko mnie chłopaka i na podłogę, a każde ich zderzenie się dudniło mi w głowie przez ciszę, jaka zapanowała w pokoju. Kap, kap, kap.
– Angela… – zdołałam wyszeptać, zagłuszając na moment te dźwięki.
Maks i Krzysztof nie mieli pojęcia, nie mogli wiedzieć, dlaczego tak panikowałam. Jedynie mój brat rozumiał sytuację i patrzył na mnie z przestrachem niemal równym mojemu. Tylko on wiedział, dlaczego tak się zachowałam.
– Myślisz, że chodzi o… tamta noc, sen… to miało się nie zdarzyć – wyszeptał nieskładnie i całkowicie niezrozumiale dla osób postronnych, po czym podszedł bliżej mnie.
– A co innego? – spytałam, odzyskawszy trochę panowanie nad sobą. – Nie ma jej tak długo i nie dała…
– Powiecie w końcu, o co chodzi? – przerwał mi zirytowany Maks. – Gdzie jest Angela? O czym wy w ogóle mówicie? Miała być z wami, a teraz okazuje się, że nawet nie wiecie, co się z nią dzieje! - niemal wykrzyknął, patrząc oskarżycielsko na Krzysztofa.
– Chciała iść do was, miała wyrzuty sumienia, że siedzicie tu sami, a ona opala się na plaży – odparł mój chłopak, odwracając się do Maksa, jednak nie odrywając ode mnie rąk, w przeciwnym razie pewnie znów osunęłabym się na podłogę.
– To trzeba było ją odwieźć! – uniósł się chłopak Angeli. – Ale nie, ty musiałeś zostać ze swoją Aldonką, żeby mieć czym zająć ręce! – krzyknął, wykonując rękoma jakieś nieokreślone gesty.
– Maks! – wykrzyknęłam równocześnie z Mateuszem.
– Jak możesz tak mówić, jak możesz posądzać o to moją siostrę!? – oburzył się. – Ty też całujesz się z Angelą, ale nie sądzę, byś uważał ją za łatwą i puszczalską!
Atmosfera zgęstniała tak, że można by było złamać nóż, gdyby spróbowało się ją pociąć. Nie chciałam, żeby doszło do kłótni między Maksem a Mateuszem tylko z tego powodu, że poniosły ich nerwy. W tej sytuacji nie byłoby to ani trochę potrzebne, tym bardziej, że Krzysztof również miał ochotę włączyć się do sprzeczki – wtedy mogłoby dojść nawet do rozlewu krwi, co nie skończyłoby się dobrze dla nikogo, w szczególności dla Maksa. Doszłam do wniosku, że tylko ja jestem w stanie nieco załagodzić sytuację, więc wysunęłam się zza Krzysztofa i stanęłam między chłopakami, czując się jak pomiędzy dwoma rozjuszonymi bykami gotowymi do natarcia w każdej chwili.
– Proszę, przestańcie – powiedziałam drżącym głosem, przełykając łzy – nie kłóćcie się, nie w tej chwili. Musimy poszukać Angeli, ona być może nas potrzebuje, a nie…
– Małolata nie będzie mnie pouczać – rzucił pogardliwie Maks.
– Przypominam, że ta małolata jest w wieku twojej dziewczyny, która, tak się składa, zaginęła – odparłam, możliwie jak najbardziej stanowczo i dobitnie. – Człowieku, co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię.
– To ja cię nie poznaję, Dona – odpowiedział Maks głosem tak pogardliwym, że miałam wrażenie, iż za chwilę splunie mi w twarz. – Kiedyś byłaś porządna, a teraz…
Pięść Mateusza wystrzeliła tak niespodziewanie, że nawet jej nie zauważyłam. Trafiła prosto w twarz Maksa, przerywając mu w połowie zdania. Uchyliłam się odruchowo, a wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że ledwie zdążyłam się wyprostować, a powietrze przecięła ręka Maksa. Z pewnością chciał trafić w mojego brata, ja jednak niefortunnie ustawiłam się na trasie jego pięści i pokrzyżowałam mu plany.
Zamroczyło mnie i przed oczami zobaczyłam tysiące gwiazdek, kiedy zaciśnięta dłoń chłopaka trafiła w mój prawy policzek. Upadłabym, gdyby nie szybka interwencja Mateusza, który złapał mnie i ostrożnie posadził na podłodze. Nic nie widziałam, ponieważ zaczęło kręcić mi się w głowie i opuściłam ją między kolana, usłyszałam jednak tak bardzo zmieniony głos Krzysztofa, że ledwie go poznałam.
– Wyjdź stąd – rozkazał lodowatym głosem, drżącym od negatywnych emocji. – Wynoś się, albo nie ręczę za siebie.
– Ja go nie będę powstrzymywał – odparł nie mniej zimnym tonem mój brat – prawdopodobnie jeszcze mu pomogę.
Usłyszałam dźwięk kilku ciężkich kroków i trzaśnięcie drzwiami, które tylko wzmogło narastający już ból mojej głowy. Potem zapadła nieznośna cisza, przerwana tylko na chwilę kolejnymi krokami, tym razem skierowanymi w moją stronę. Niespodziewanie poczułam, że unoszę się w powietrzu w ramionach Krzysztofa.
– Zabiję go – powiedział Mateusz martwym głosem – niech mi się lepiej nie pokazuje na oczy.
– Nie mów tak – poprosiłam cicho, dotykając lekko twarzy i krzywiąc się z bólu – jesteście przyjaciółmi.
– Przyjaciółmi? – parsknął z sarkazmem. – On mógłby już dla mnie nie istnieć, w ogóle bym się tym nie przejął i nawet…
– Przestań – przerwałam mu – musisz tylko ochłonąć, każdemu się zdarza stracić nad sobą panowanie.
Krzysztof zatrzymał się i posadził mnie na krześle jak porcelanową lalkę. Widziałam dobrze tylko lewym okiem, ponieważ prawa strona mojej twarzy puchła w zastraszającym tempie, dostrzegłam jednak, że mój chłopak szuka czegoś w zamrażarce. Po chwili poczułam przyjemne zimno na policzku, nieco łagodzące ból – to Krzysztof trzymał przy mojej twarzy woreczek z lodem.
– Mateusz, jedź poszukać Angeli – zwrócił się do mojego brata – jeśli przez godzinę, może dwie nie natrafisz na żadne ślady, zgłoś to na policji. I spróbuj zadzwonić do niej na komórkę.
– I tak zaczną ją szukać dopiero 48 godzin po zgłoszeniu – odpowiedział mój brat – powiedzą, że pewnie się zbuntowała i uciekła. Mam nadzieję, że to nie będzie potrzebne i że ją szybko znajdę zagubioną gdzieś w galerii – dodał i wyszedł, zostawiając nas samych pogrążonych w nieprzyjemnej ciszy.
Krzysztof nadal przytrzymywał lód przy mojej twarzy, jednak nie powiedział ani słowa. Ja również nic nie mówiłam – byłam pogrążona w rozmyślaniach nad tym, gdzie może być Angela. Bałam się jak nigdy dotąd. Strach ten potęgowało uczucie, że ona zniknęła przeze mnie, ponieważ zawiodłam. Nie udało mi się oszukać losu, nie potrafiłam prześcignąć przyszłości. Nie, stop, wszystko będzie dobrze, muszę zacząć myśleć o czymś innym, najlepiej jak ją odnaleźć.
– Dlaczego się nie odzywasz? – spytałam Krzysztofa, zerkając na niego lewym okiem.
– Staram się uspokoić – odparł, a ja uświadomiłam sobie, że pierwszy raz widzę go wytrąconego z równowagi – zwykle nie mam problemów z panowaniem nad sobą, ale dzisiaj… myślałem że go rozniosę po tym, jak cię uderzył. Jak on śmiał w ogóle podnieść na ciebie rękę?
– Nie chciał uderzyć mnie, ja po prostu znalazłam się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie – wyjaśniłam, odgarniając wilgotne od topniejącego lodu włosy.
– Co nie zmienia faktu, że miałem, i nadal mam, wielką ochotę zrobić mu krzywdę.
– I co to da? – spytałam sceptycznie.
– Nie wiem, może poczuję się lepiej, kiedy mu oddam za to, co ci zrobił.
– On tego…
– Nie zrobił specjalnie, wiem – dokończył za mnie – co nie zmienia faktu, że na twarzy masz siniaka po jego pięści – dodał, a ja tylko westchnęłam, uświadamiając sobie, że nie mam szans go przekonać.
– Pójdę pod prysznic, może jak się wykąpię, przestanie mnie choć trochę boleć – odparłam po dłuższej chwili ciszy i wrzuciłam prawie całkowicie stopiony już lód i mokry ręcznik do zlewu.
– Jak wrócisz dam ci tabletkę przeciwbólową – oznajmił Krzysztof i przytulił mnie delikatnie – i nie martw się Angelą, na pewno ją znajdziemy.
– Jak jej się coś stanie, to będzie tylko i wyłącznie moja wina – wyznałam, starając się za wszelką cenę przełknąć cisnące mi się do oczu łzy.
– Co ty mówisz? – zdziwił się. – Przecież to nieprawda.
– Powinnam to przewidzieć – spuściłam głowę, odsuwając się od niego – gdybym nie zawiodła, to wszystko w ogóle nie miałoby miejsca.
– Jak możesz się winić za coś, na co nie masz żadnego wpływu? – spytał, lekko podnosząc moją głowę. – Jeśli ktoś jest winny, to tylko ja, ponieważ pozwoliłem jej iść samej, ale nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co się stanie, nikt! – podkreślił wyraźnie ostatnie słowo.
Miałam ogromną ochotę uświadomić go, jak bardzo się myli, i powiedzieć mu całą prawdę o sobie. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić, nie w takiej chwili, nie w ten sposób. Potrzebowałam do tego czasu i niezachwianej pewności, że Krzysztofowi naprawdę na mnie zależy i że będzie ze mną bez względu na wszystko. Wtedy nie miałam jeszcze tej pewności. Nie wiedziałam, że uzyskam ją dopiero, kiedy wydarzy się coś strasznego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz