wtorek, 18 października 2011

ROZDZIAŁ 11

Tłum ciał, spleconych ze sobą i falujących w rytm płynącej z głośników muzyki. Kolorowe światła biegające po całej sali w roztargnieniu, oświetlające co chwila inną osobę. Suchy lód spowijający podłogę w mlecznej mgle. Lampa ultrafioletowa, rozświetlająca twarz tańczącego ze mną Krzysztofa, który od czasu wejścia do klubu nie odstępował mnie na krok.

Angela tańczyła na zmianę z Maksem i Mateuszem. Z moim bratem rozgrzewała parkiet do czerwoności, popisując się swoimi tanecznymi umiejętnościami, na co Maks patrzył z bezgranicznym podziwem, zresztą, nie tylko on. Nie zdziwiłabym się, jeśli połowa facetów patrząca na Angelę zaczęłaby się ślinić. Patrzyłam na jej wyczyny ze świadomością, że nigdy jej nie dorównam. Niby nie jestem kompletną kłodą, ale do ich perfekcji brakuje mi niezbędnego poczucia rytmu.

Krzysztofowi wydawało się to jednak nie przeszkadzać, ponieważ przetańczyliśmy absolutnie wszystkie wolniejsze kawałki, jedynie na tych szybkich szliśmy do naszej loży. W Heaven podawali wręcz boskie koktajle egzotyczne, mi i Angeli najbardziej przypadł do gustu napój w lazurowym kolorze zwany Azure Delight, chłopacy natomiast zadowolili się zwyczajną colą.

Od czasu wejścia do klubu udało nam się spotkać w komplecie dopiero koło północy. Angela opadła na kanapę przy Maksie, który natychmiast objął ją ramieniem, i zaczęła masować nogi, obolałe od nieprzerwanego tańca. Mój brat spojrzał na to ze zbolałą miną i usiadł w fotelu naprzeciwko, starając się ukryć swój wyraz twarzy za sztucznym uśmiechem. Ja siedziałam już od kilku dobrych minut przytulona do Krzysztofa i skupiona na tym, co mi szeptał do ucha. Na widok Mateusza odsunęłam się od niego, udając, że muszę się napić. Nie chciałam, żeby poczuł się samotny czy odrzucony, w końcu do niedawna razem dzieliliśmy dolę samotników.

– Za chwilę przewrócę się ze zmęczenia – narzekała Angela, chociaż wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że czuje się jak w raju.

– To nie tańcz – odparłam, a ona zmierzyła mnie spojrzeniem sugerującym, że postradałam zmysły.

– I co jeszcze? – prychnęła. – Która szklanka jest moja? – spytała, patrząc na stół.

– Ta z lewej – odpowiedziałam i oparłam się wygodnie o miękkie oparcie kanapy, niestety, nie na długo.

Z głośników popłynęła jakaś wolna piosenka, którą słyszałam po raz pierwszy w życiu. Maks natychmiast pociągnął Angelę na parkiet, mimo jej cichych i słabych protestów. Widziałam, że Krzysztof również ma ochotę wrócić na parkiet, ja jednak nie chciałam zostawiać brata samego przy stole. Niepotrzebnie się martwiłam – nie minęły nawet trzy takty, a do Mateusza podeszła oszołamiająca brunetka o figurze modelki, ubrana w tak zwaną małą czarną, i poprosiła go do tańca. Wtedy mogłam już bez wyrzutów sumienia pójść za Krzysztofem, by płynąć w rytm muzyki w jego ramionach.

– Jesteś jakaś spięta – zauważył po chwili; ze względu na kameralny charakter imprez w Heaven muzyka nie była aż tak głośna, jak w zwyczajnych dyskotekach zapchanych ludźmi po brzegi. – Stało się coś?

– Nie, martwię się tylko o Mateusza – odparłam, podnosząc głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

– A co z nim jest nie tak?

– Mam nadzieję, że nic – odpowiedziałam – po prostu ciągle pakuje się w związki bez przyszłości i teraz zakochał się w nieodpowiedniej dziewczynie – wyznałam.

– Nie sądzisz, że to jego sprawa? – zapytał, unosząc brwi.

– Po prostu się martwię, jest moim bratem.

– Niepotrzebnie – zapewnił – on sobie świetnie da radę, jestem tego pewien. Ta modelka, która do niego podeszła była olśniewająca – dodał i pokręcił głową, gwiżdżąc z zachwytem.

– To idź do niej, może zechce zatańczyć z tobą kolejną piosenkę – odparłam nieco oburzona, choć dobrze wiedziałam, że po prostu się ze mną droczy.

– Po co? Teraz tańczę z piękniejszą dziewczyną – oświadczył i, o ile to było jeszcze w ogóle możliwe, przyciągnął mnie bliżej siebie – do tego z moją dziewczyną.

– Twoją dziewczyną?

– Chciałbym, żeby wszystko było jasne – odpowiedział na moje pytanie i uśmiechnął się, a ja musiałam potrząsnąć głową, żeby wyswobodzić się spod mocy jego hipnotycznego wzroku. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko – dodał szybko, mylnie interpretując mój ruch.

– Pewnie, że nie mam – odparłam z uśmiechem.

Pocałował mnie czule, a kiedy piosenka się skończyła, objął mnie zaborczo w talii, jakby chciał tym powiedzieć „ona jest moja, z daleka od niej”. Podeszliśmy do baru po napoje, ale, jako że barman był bardzo powolny, wróciliśmy do naszej loży dopiero po kilku kolejnych piosenkach. Na obitych niebieską skórą sofach siedzieli tylko Maks i Mateusz i rozmawiali o czymś bez większego zainteresowania.

– Gdzie jest Angela? – spytałam nieco zdziwiona, w końcu przez ostatnie kilka godzin nie odstępowali jej na krok.

– Poszła do toalety – oznajmił mi Maks, trochę zaniepokojony. – Prosiła, żebyś do niej przyszła, jak skończycie tańczyć, nie wiem co się stało, mówiła, że jej niedobrze i że kręci jej się w głowie.

– Lepiej do niej pójdę – zwróciłam się do Krzysztofa i wyswobodziłam się z jego objęć.

Po chwili byłam już w toalecie, wyłożonej niebiesko-czarnymi kafelkami, nigdzie jednak nie widziałam Angeli. Zawołałam ją, ale odpowiedziała mi tylko cisza, zakłócana jedynie przytłumionymi dźwiękami z sali obok. Stwierdziłam, że pewnie musiałam minąć przyjaciółkę po drodze, wolałam się jednak upewnić. Powinnam mieć wizję, gdyby coś jej się stało, ale, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, nie ufałam już w pełni swojemu darowi, tak jak wcześniej.

Zaczęłam po kolei otwierać drzwi kabin – pierwsze dwie były puste, natomiast po otwarciu trzeciej, skamieniałam. Angela leżała skulona w kącie na zimnej posadzce i wyglądała na nieprzytomną. Moja wiedza na temat pierwszej pomocy nie była imponująca, wydawało mi się jednak, że jej puls i oddech są bardzo nierówne. Odgarnęłam jej włosy z twarzy i bezskutecznie próbowałam ją ocucić, potrząsając delikatnie jej ramionami.

Nie potrafiłam jej pomóc, ale na sali był ktoś, kto powinien to umieć. Zerwałam się z podłogi i pobiegłam do naszej loży, przepychając się między tańczącymi ludźmi. Widząc, w jakim stanie byłam, chłopacy przerazili się nie na żarty.

– Angela… ona potrzebuje pomocy – powiedziałam i szarpnęłam Krzysztofa za rękę, ciągnąc go do damskiej łazienki.

Weszliśmy szybko do toalety, a mój chłopak natychmiast uklęknął przy Angeli. Podziwiałam go za to, jaki był opanowany i spokojny, kiedy mierzył jej puls i sprawdzał oddech. Byłam pewna, że będzie znakomitym lekarzem.

– Cholera – przeklął cicho i ostrożnie wyciągnął ją z kabiny. – Zadzwońcie po karetkę! – zawołał do Maksa i Mateusza, stojących za nim i kompletnie nie wiedzących, co zrobić – powiedźcie, że ona jest nieprzytomna i możliwe, że ktoś jej podał jakieś narkotyki.

– Ale… – zaczął Maks, a Mateusz już wybierał w swojej komórce numer na pogotowie.

– Dzwoń! – krzyknął Krzysztof i zdecydowanym ruchem wziął Angelę na ręce. – Otwieraj mi drzwi, wyjdziemy na dwór – powiedział do mnie i wskazał wyjście z łazienki.

Moja przyjaciółka zwieszała się z jego ramion kompletnie bezwładna, tak jakby była jakąś szmacianą lalką. Przeciskaliśmy się przez zaciekawionych ludzi, a ja czułam się jak uczestniczka chorego konduktu pogrzebowego. Na zewnątrz było już kompletnie ciemno, mrok rozświetlały jedynie latarnie uliczne i blady neon z nazwą Heaven. Krzysztof położył Angelę na drewnianej ławce, stojącej pod klubem i znów zmierzył jej puls, zerkając na zegarek. Z niepokojem zauważyłam, że jej wargi zaczynają przybierać sinawy odcień, choć mogło to być tylko pod wpływem bladego światła.

– Niech się pośpieszą – mruknął Krzysztof pod nosem, wyraźnie już zniecierpliwiony – szpital jest niedaleko, powinni za chwilę tu być.

– Co jej się stało? – spytałam cicho, drżącym głosem.

– Nie wiem – odpowiedział, nie odrywając od niej wzroku – to wygląda tak, jakby przedawkowała narkotyki.

– Ona nic nie brała – odparłam stanowczo – brzydzi się prochami.

– Może nie zrobiła tego świadomie – odrzekł i chyba chciał dodać coś więcej, ale w tym momencie rozległ się sygnał karetki.

Po chwili przed nami zatrzymał się ambulans, a z klubu wybiegli Maks i Mateusz, zasypujący Krzysztofa pytaniami, kiedy ten ustąpił miejsca sanitariuszom. Odsunęłam się, czując paraliżującą mnie bezsilność i osunęłam się bezwładnie na chodnik, pozwalając łzom płynąć strumieniami po mojej twarzy. Czułam się winna, jak nigdy dotąd. Ogarnęła mnie taka rozpacz, że ledwie udawało mi się łapać oddech. Czas zatrzymał się dla mnie w miejscu, liczyło się tylko przytłaczające mnie uczucie beznadziejności, rozlewające się po moim ciele jak trucizna. Ledwie dotarł do mnie głośny sygnał odjeżdżającej karetki.

Nagle ktoś złapał mnie za ramiona i podciągnął w górę tak, jakbym była lekka jak piórko. Miałam problemy z utrzymaniem równowagi, dlatego silne ramiona otoczyły mnie i przyciągnęły do szerokiej klatki piersiowej. Nic nie widziałam przez łzy, wciąż cisnące się do moich oczu, poczułam jednak znajomy zapach i powoli zaczęłam się uspokajać. Wróciło poczucie bezpieczeństwa, towarzyszące mojemu przebywaniu z Krzysztofem i, w miarę możliwości, oddałam się temu uczuciu.

– Zabiorę cię do domu – powiedział Krzysztof wyraźnie zmartwiony moim stanem emocjonalnym, ja jednak pokiwałam głową na znak protestu. – Nie możesz teraz jechać do szpitala, i tak nie będziesz mogła odwiedzić Angeli. Musisz wrócić do domu i się uspokoić, a najlepiej by było jakbyś się trochę przespała – dodał, a ja tym razem skinęłam nieznacznie głową, wiedząc, że i tak go nie przekonam.       Odsunął mnie od siebie na tyle, żebym mogła swobodnie iść, nadal podtrzymując mnie ramieniem, ja jednak nie mogłam się ruszyć. Szok odebrał mi całkowicie władzę nad ciałem – równie dobrze mogłabym być sparaliżowana od szyi w dół. Widząc, że nie byłam w stanie się ruszyć, Krzysztof wziął mnie na ręce i ruszył w stronę parkingu. Posadził mnie na fotelu pasażera i zarzucił mi na ramiona skórzaną kurtkę, gdy zobaczył, że drżę zarówno z zimna, jak i z przeżyć.

                Przez całą drogę do domu nie potrafiłam nic powiedzieć, wpatrywałam się tylko niewidzącym wzrokiem w przednią szybę samochodu. Krzysztof od czasu do czasu pytał mnie, jak się czuję, ja wtedy tylko kiwałam głową. Nie rozumiał, nie mógł zrozumieć tego, co czułam. Bałam się o Angelę, nie przeżyłabym, gdyby coś jej się stało. Byłam winna wszystkiemu, co się wydarzyło w klubie, wiedziałam, że jej coś grozi, a jednak nie potrafiłam temu zapobiec. Ta świadomość wypalała mnie od środka, czyniąc mnie niezdolną do zrobienia czegokolwiek.

                Ledwie zauważyłam, że zatrzymaliśmy się przed moim domem, z otępienia ocknęłam się dopiero, gdy Krzysztof lekko mną potrząsnął i pomógł wysiąść z samochodu. Objął mnie, ponieważ nadal się chwiałam i zaprowadził do drzwi.

– Masz klucze? – spytał, a kiedy zaprzeczyłam ruchem głowy, nacisnął dzwonek.

Rozbrzmiała popularna melodia i po chwili drzwi otworzył mój tata, ubrany jeszcze w koszulę i spodnie od garnituru. Widząc jego spojrzenie zorientowałam się, że muszę wyglądać jakbym wybierała się na bal przebierańców, nie obeszło mnie to jednak zbytnio.

– Co się stało? – spytał zdenerwowany, obejmując mnie opiekuńczo ramieniem i wprowadzając do środka domu. – Dziecko, ty cała drżysz! – zauważył zbulwersowany i rzucił pełne wyrzutu spojrzenie Krzysztofowi, który szedł tuż za nami.

– Angela… – wybełkotałam, siadając na sofie.

– Angela? – spytał, okrywając mnie kocem. – Powie mi ktoś wreszcie, co się takiego wydarzyło!? –prawie wykrzyknął, wyraźnie tracąc już cierpliwość.              

Krzysztof zdawał sobie sprawę z tego, że nie byłam w stanie nic powiedzieć, pośpieszył więc z wyjaśnieniami. Po wybuchu taty do salonu przyszła mama i teraz razem słuchali jego tłumaczeń, zasypując go gradem pytań, jak na prawników przystało. Ja tymczasem powoli dochodziłam do siebie, głaszcząc Nera, który rozłożył się na kanapie obok mnie i co chwila trącał zimnym nosem moją rękę. Rodzice byli pod wrażeniem zaradności i opanowania Krzysztofa, po wysłuchaniu jego objaśnień zdecydowali, że oni pojadą do szpitala, ja natomiast mam zostać w domu.

– Nie chcę zostać sama – zaprotestowałam – muszę…

– Musisz zostać w domu – przerwał mi mój tata – jesteś roztrzęsiona, jutro odwiedzisz Angelę.

– Nie – pokręciłam głową.

– Dona, twoi rodzice mają rację – odezwał się Krzysztof, siadając obok mnie – nie ma sensu, żebyś siedziała teraz w szpitalu, bo i tak nie wpuszczą cię do Angeli.

– Ale… – znów próbowałam protestować, jednak jego siła wzroku odbierała mi wolną wolę.

– Zostanę z tobą, jeśli chcesz – zaproponował, tłumiąc moje nieudolne protesty.

– Dobry pomysł – wtrąciła się moja mama – nie będziemy się martwić, że jesteś sama. Marshallowie już o wszystkim wiedzą? – spytała, patrząc wyczekująco na Krzysztofa.

– Maks miał do nich zadzwonić, a później razem z Mateuszem pojechać do szpitala, ale nie jestem pewien, czy wszystko im przekazał.

– Czekaj na mnie w samochodzie, wejdę na chwilę do nich, zorientuję się, ile wiedzą, i zaraz pojedziemy – powiedział mój tata, patrząc na mamę i jednocześnie zakładając marynarkę.

Kilka minut później pojechali razem z Marshallami i w domu zrobiło się zupełnie cicho. Przytuliłam się do Krzysztofa, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. Przestałam drżeć i zrobiło mi się o wiele cieplej, ponieważ grzał mnie nie tylko koc, ale też jego gorące ciało. Zrzuciłam z nóg buty i podkuliłam je pod siebie, przysuwając się jeszcze bliżej Krzysztofa.

– Idź się przebrać w coś grubszego – powiedział po dłuższej chwili i odsunął się ode mnie – ja zrobię ci jakieś ciepłe picie, dobrze? – spytał, a ja nieznacznie skinęłam głową i poszłam do swojego pokoju.

Bez zastanowienia założyłam spodnie dresowe, zwykłą bluzę i ciepłe, frotowe skarpetki zamiast butów. W łazience rozczesałam splątane włosy i związałam je w luźny warkocz, sięgający poniżej mojego pasa. Umyłam też twarz, pozbywając się resztek makijażu, którym udało się uchować od potoków moich łez. Nawet wodoodporny tusz do rzęs nie był w stanie tyle znieść – spłynął szarym strumieniem razem ze łzami.

Schodząc na parter, czułam ogarniające mnie zewsząd zmęczenie. Krzysztof siedział na kanapie w tej samej pozycji co wcześniej, z jedną tylko różnicą – trzymał kubek z kawą w rękach. Na stoliku stała szklanka z parującą herbatą, zapewne dla mnie.

– Dziękuję – powiedziałam cicho, siadając obok niego i upijając łyk cudownie gorącego napoju. – Mogłeś poczekać, sama bym to zrobiła – dodałam, ponieważ poczułam się trochę niezręcznie, że tak się poświęcał, zostając ze mną, a jeszcze do tego musiał sam sobie zrobić kawę.

– Siedziałem bezczynnie, a tak poznałem przynajmniej trochę twoją kuchnię. Muszę przyznać, że ilość gatunków herbat przyprawia o zawrót głowy.

– To słabostka mojej mamy, można powiedzieć, że je kolekcjonuje – odparłam, przytulając się do niego i mocno ziewając. – Przepraszam.

– Nie ma za co. Może lepiej będzie, jak się położysz? – zaproponował z troską.

– Nie, jeszcze nie – zaprzeczyłam i odstawiłam szklankę.

Oparłam się o jego umięśniony tors, a on objął mnie ramieniem, drugą ręką bawiąc się moimi włosami. Było mi bardzo przyjemnie, powoli zapominałam o przykrych wydarzeniach minionego dnia. Nawet nie zauważyłam, kiedy moje powieki opadły i pogrążyłam się w głębokim śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz