Siedziałam na starodawnej, rokokowej sofie i obserwowałam perskiego kota cioci Krzysztofa. Biały kocur wygodnie umościł się na różowej poduszce obszytej mnóstwem frędzli i z ogromnym zainteresowaniem wpatrywał w egzotyczne rybki. Jego nastroszony, puszysty ogon uderzał od czasu do czasu w szybę akwarium, a spłaszczony pyszczek z zielonymi oczami śledził każdy ruch kolorowych płetw. W ruchach persa było coś majestatycznego i dumnego – z pewnością mógłby pełnić rolę kota na królewskim dworze. W dodatku jego wygląd przywodził mi na myśl jakąś napuszoną pannę, dumną ze swego wyglądu i eksponującą go na każdym kroku.
– Tak wpatrujesz się w Morfeusza, że nie wiem, czy nie powinienem być zazdrosny – niespodziewanie usłyszałam przy uchu ciepły szept Krzysztofa i otrząsnęłam się z transu.
– Nazwałeś go Morfeusz? – zaśmiałam się cicho, ponieważ to imię wydawało mi się bardzo dziwne, jak dla kota.
– Jak był mały to ciągle spał – odpowiedział mi, wzruszając ramionami i podał mi świeży sok pomarańczowy.
– Lepsze to niż Mruczuś – odparłam i wtuliłam się w niego.
– Albo Romek – dodał i zaśmiał się, widząc moją minę – tak mój przyjaciel nazwał swojego kota.
– Fajnie – odparłam nieco ironicznie – biedny kociak.
Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę. Pokój, w którym siedziałam był umeblowany w tak różnych stylach i kolorach, że przypominał jakiś antykwariat, tym bardziej, że jedna ściana była w całości przykryta regałem wręcz uginającym się od ciężaru opasłych, starych książek i przeróżnych bibelotów. Ogólnie pomieszczenie było dość przytulne i, wbrew pozorom, nie dostrzegłam w nim rażącej tandety. Wszystko wydawało się być ustawione czy powieszone według określonego planu – nawet przekrzywiona rama z obrazem jakiejś panny w krynolinie.
Nie byłam jednak w stanie w pełni przyjrzeć się pokojowi, ponieważ do moich myśli uparcie wpychały się wspomnienia Angeli, nie chcące ani odejść, ani chociażby na chwilę odpuścić. Najbardziej zastanawiała mnie jedna rzecz – kto i w jakim celu to zrobił, jednak moje usilne domysły nie dały oczekiwanych rezultatów.
– O czym tak rozmyślasz? – spytał w końcu Krzysztof, zerkając mi uważnie w oczy.
– Cały czas o tym samym – odparłam wzdychając – nie daje mi spokoju ta sprawa z Angelą. Ciągle myślę, kto mógł jej to zrobić i nikt nie przychodzi mi do głowy, poza tym mam wrażenie, że to moja wina, to była w końcu moja…
– Nie zadręczaj się tym, to, że jakiś psychopata nasypał jej prochów do soku, nie jest twoją winą – wyraźnie podkreślił ostanie dwa słowa.
– Skąd wiesz, że to było w jej szklance?
– Nie ma innej możliwości, poza tym rohypnol jest często w taki sposób podawany – odpowiedział i pogładził mnie po włosach – i proszę cię, nie myśl już o tym.
– Postaram się – obiecałam i pocałowałam go w policzek. – Gdzie jest twoja ciocia? – Zainteresowałam się.
– W teatrze – odpowiedział i uśmiechnął się – niedługo wystawiają nową sztukę i Magda przesiaduje tam całymi dniami dopracowując swoje kwestie.
– Kiedyś chciałam być aktorką – wyznałam – to musi być fajna praca.
– Też tak myślę, zresztą możesz pogadać o tym z Magdą, kiedyś na pewno ją spotkasz – odparł, po czym wstał i chwycił moją rękę. – Chodź, chcę ci coś pokazać.
Poprowadził mnie korytarzem w stronę ostatnich drzwi. Po drodze na ścianach widziałam sporo zdjęć pooprawianych w ozdobne, złote ramki. Niemal na każdej fotografii widniał mój chłopak, zwykle z jakimś koniem. Było nawet kilka zdjęć z zawodów jeździeckich, na których nastoletni Krzysztof trzymał w dłoniach złote lub srebrne puchary, a jego koń, Demon, był przyozdobiony wstążką.
– Nie mówiłeś, że wygrywałeś zawody – powiedziałam, zatrzymując się przy ostatniej fotografii.
– Nie pytałaś – odpowiedział, wzruszając ramionami – to było już dawno temu, w czasach, do których wolę nie wracać – dodał wymijająco i pociągnął mnie dalej, po czym otworzył ostatnie drzwi.
Bez wątpienia był to jego pokój. Wywnioskowałam to po unoszącym się w powietrzu delikatnym zapachu męskich perfum i braku jakichkolwiek kobiecych przedmiotów. Wokół panował porządek, nie przypominał on jednak mojego pedantyzmu – płyty przy wieży stereo leżały w nieładzie, a książki na biurku nie były ustawione w idealny stos. Wyraźnie było widać, że jest to sypialnia mężczyzny, a nie nastolatka. Na podłodze nie piętrzyły się góry ubrań i śmierdzących skarpetek, jak niegdyś w pokoju mojego brata, a łóżko było starannie pościelone i przykryte ciemnogranatową narzutą. Całą powierzchnię ściany z lewej strony zajmowała szafa z czterema skrzydłami, z czego dwa były wielkimi taflami lustra. Ogólnie pokój sprawiał wrażenie przytulnego, choć był dość nowoczesny i utrzymany w ciemnych tonacjach. Wyglądało na to, że, w przeciwieństwie do salonu, ten pokój został całkowicie urządzony przez Krzysztofa – nie zauważyłam żadnych poduszek z frędzlami ani kwiecistymi wzorkami. Powiodłam jeszcze raz wzrokiem wokół i zobaczyłam sporą fotografię stojącą na biurku.
– Kto to jest? – spytałam, podchodząc tam i biorąc do ręki ramkę.
– Moja mama – odpowiedział cicho i stanął za mną – to jedno z niewielu jej zdjęć, jakie mam.
– Była piękna – stwierdziłam, przyglądając się kobiecie.
Musiałam przyznać, że wiele top modelek nie dorównywało nawet odrobinę urodzie mamy Krzysztofa. Za życia jej widok musiał zapierać dech w piersiach niemal każdego mężczyzny. Długie, kruczoczarne i pozwijane w loki włosy okalały delikatną twarz o oliwkowej cerze. Kobieta miała pełne usta, na zdjęciu pomalowane czerwoną szminką, i bardzo ciemne, brązowe oczy, które odziedziczył po niej jej syn. Ubrana była w krwistoczerwoną sukienkę, idealnie kontrastującą z karnacją i uwydatniającą piękny dekolt i długą szyję.
– Wiem – odpowiedział Krzysztof, delikatnie chwytając moją dłoń.
– Bardzo ci jej brakuje? – spytałam, nadal wpatrując się oniemiała w zdjęcie.
– Nawet jej nie pamiętam, wiem jaka była tylko z opowiadań Magdy – odpowiedział spokojnie, wyjął mi ramkę z ręki i odstawił na biurko. – Nadal jednak nie mogę pojąć, dlaczego musiała zginąć w taki sposób, tak wcześnie… była tylko rok starsza ode mnie, kiedy zginęła w wypadku.
– Jaka była? – zapytałam, po raz kolejny wykazując się taktem i delikatnością słonia w składzie porcelany. – Przepraszam, ja…
– Była spokojna, radosna, bardzo uparta i zawsze dążyła do celu, no i kochała konie. To ona zaszczepiła we mnie fascynację nimi, chociaż zginęła zanim nauczyłem się mówić. Często zadaję sobie pytanie, jak to się mogło stać, że spotkała mojego ojca.
– Dlaczego?
– Mama wychowywała się w małym miasteczku nad morzem niedaleko Barcelony, jej rodzice prowadzili niewielki hotel i stadninę koni. Ojciec mieszkał wtedy w Madrycie i był pochłonięty prowadzeniem własnej firmy. Z tego co wiem, poznali się na plaży, gdy on był na urlopie, a po trzech miesiącach byli już małżeństwem. Zastanawia mnie to, co takiego kobieta kochająca naturę i zwierzęta mogła zobaczyć w cynicznym deweloperze, który w życiu nie miał nawet rybki w akwarium.
– Miłość nie wybiera – odparłam, a Krzysztof odwrócił mnie twarzą do siebie.
– Wiem kochanie, doskonale o tym wiem – powiedział i delikatnie musnął opuszkami palców mój policzek, na co lekko zadrżałam.
Uniosłam głowę i spojrzałam w jego ciemne, piękne oczy. Znalazłam w nich wszystkie uczucia, jakie w tamtym momencie mną targały – od bezgranicznego zachwytu, poprzez fascynację, aż do nieznośnego pragnienia i namiętności. Przestrzeń między nami była tak naładowana, że niemal czułam łaskotanie na skórze. Wystarczyłaby jedna, chociażby najmniejsza iskierka, a powietrze zapłonęłoby nieposkromionym ogniem.
Te odczucia były tak silne i cudowne, a jednocześnie tak osobliwe, że nie miałam pojęcia, jak się zachować. Stałam po prostu z opuszczonymi wzdłuż ciała dłońmi i wpatrywałam się w te brązowe oczy jak zahipnotyzowana. Całowałam się już wcześniej z chłopakami, nigdy jednak nie towarzyszyły temu tak silne emocje, jak te, które odczuwałam zaledwie stojąc obok Krzysztofa. W tamtej chwili nie liczyło się nic, tylko on. Sufit mógłby się zawalić, ściany posypać w gruz, a tornado wciągnąć nas w swój wir, a my stalibyśmy nadal tak samo. W końcu nie mogłam wytrzymać i powoli zamknęłam oczy.
– Jak ty to robisz? – spytałam bardzo cicho, nie unosząc powiek nawet o milimetr.
– Właśnie chciałem ci zadać to samo pytanie – odszepnął i musnął ustami moje czoło – jesteś niezwykła – dodał, a moją twarz owionął jego ciepły oddech.
– Jestem całkiem normalna – zaprzeczyłam z lekkim uśmiechem, kręcąc delikatnie głową - najzwyczajniejsza na…
Chciałam jeszcze coś dodać, ale zamknął mi usta pocałunkiem, skutecznie usuwając z mojej głowy absolutnie wszystkie myśli.
* * *
– I co robiliście ciekawego? – dopytywała się Angela z zaczepnym błyskiem w oku.
– Nic – odparłam bardzo szybko, za szybko.
– To dlaczego tak uroczo się rumienisz? – zapytała, unosząc brew i siadając na szpitalnym łóżku. – A może to coś tak intymnego, że wstydzisz się tym ze mną podzielić? – Dodała z lekko złośliwym uśmiechem.
– Nie! – zaprzeczyłam, czując gorąco rozlewające się po mojej twarzy. – Krzysztof tylko pokazał mi zdjęcie swojej mamy, i… no i… i później się całowaliśmy – wyjąkałam w końcu skonsternowana, podczas gdy Angela cicho się zaśmiała.
– Zachowujesz się jak Dziewica Orleańska w noc poślubną – stwierdziła ironicznie. – Czyżby twój stoicki spokój wreszcie udało się komuś zachwiać? – spytała, a kiedy nie odpowiadałam, dodała – A może ty po prostu krępujesz się przy mężczyznach?
Wiedziałam, że tylko się za mną droczy, jednak mimo to jej słowa trochę mnie zabolały. Poczułam się tak, jakbym przed spotkaniem Krzysztofa zachowywała się jak zimny i twardy głaz.
– Za to ty w ogóle się przy nich nie wstydzisz – odparłam, może nieco zbyt ostro.
– O co ci… – zaczęła, marszcząc brwi.
– Ile razy spałaś już z Maksem? A może z moim bratem? Albo co ci tam, lepiej z obydwoma naraz – powiedziałam, zupełnie nie wiedząc, co we mnie wstąpiło.
Lazurowy błękit oczu Angeli stężał w arktyczny lód, a rysy jej twarzy wykrzywiła złość. Porywczość odziedziczona po ojcu wyraźnie zaczynała dawać o sobie znać.
– Sądzisz, że się puszczam?!
– Nie, ja tylko… Przepraszam, nie powinnam tak…
– Masz racje, nie powinnaś tak mówić, tym bardziej, że doskonale wiesz, że nigdy nie spałam ani z Maksem, ani z Mateuszem. I nie zamierzam tego robić, przynajmniej nie w najbliższym czasie.
– Wiem, przepraszam. Rozmawiałaś już z Matem?
– Nie, nie mam odwagi – odparła nieco łagodniej, choć w jej tonie nadal brzmiała nutka urazy – nie chcę ani go zranić, ani dawać mu złudnej nadziei.
– Im szybciej to rozwiążesz, tym lepiej dla was wszystkich.
– Wiem, ale przecież twój talent zanika, tamta wizja dotycząca mnie i Maksa mogła być nieprawdziwa.
– Ja się nie mylę, po prostu coraz rzadziej widzę przyszłość.
– Przecież ominęłaś ostatnio tyle zdarzeń, może skoro to wszystko znika, to także zaczyna się mylić? – spytała z nadzieją.
– Nie wiem, Angela, nie jestem przyzwyczajona do niewiedzy, więc bez jasnowidzenia mogę zwariować.
– Nie martw się, bardziej szalona niż teraz nie będziesz – zaśmiała się. – Chociaż muszę przyznać, że bez pytań na sprawdziany nasze oceny w nowym roku mogą drastycznie spaść, ale i tak będę cię kochać – dodała i dała mi siarczystego buziaka w policzek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz