wtorek, 18 października 2011

ROZDZIAŁ 21

                Siedziałam na szpitalnym korytarzu na jednym z niewygodnych, plastikowych krzeseł. Moja lewa ręka zagipsowana za łokieć spoczywała spokojnie na temblaku, łydkę również miałam już opatrzoną. Pielęgniarki nakazały mi przebrać się z przemoczonych i zakrwawionych ubrań, miałam więc na sobie dres, którą przywiozła mi mama. Patrzyłam przez szybę na pogrążonego w głębokim śnie Krzysztofa, podłączonego do różnych sprzętów monitorujących jego stan.

Patrząc na niego, czułam się, jakby ktoś włamał się do mojego serca i brutalnie dewastował je od środka. Kawałek po kawałku, niszczył i rabował wszystko, co cenne, zostawiając tylko smutek i poczucie winy.

                Myliłam się wcześniej, myśląc, że Angela płaciła za moją miłość. Ona płaciła za swoją miłość, swoją i Maksa. A co do mnie… ja nie poniosłam żadnych kosztów. To Krzysztof ucierpiał przez to, że wybrał nieodpowiednią osobę. Bałam się, że w tym przypadku prawdziwe okażą się też dalsze słowa refrenu tej piosenki – „Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić”. Czy stracę Krzysztofa? Czy, kiedy wyjdzie ze szpitala (innej możliwości nie brałam pod uwagę), nadal będzie chciał być ze mną?

                Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo zakochałam się w Krzysztofie. Uzależniłam się od jego obecności jak od narkotyku i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Gdyby odszedł, gdyby mnie zostawił, nie byłabym już zdolna do dalszego życia. Egzystowałabym tylko, balansując na cienkiej linii oddzielającej obłęd od normalności.

                Czy to możliwe, żeby w tak krótkim czasie pokochać kogoś tak mocno? Czy tak szybko można uzależnić się od czyjejś obecności bardziej niż od powietrza? Czy można pokochać kogoś tak mocno, że bez wahania oddałoby się za niego życie?

                Wpatrywałam się w Krzysztofa, oczekując na chociażby najmniejszy ruch, choć dobrze wiedziałam, że nadal jest pod działaniem narkozy. Leżał nieruchomo, tylko jego klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo w rytm dyktowany przez maszynę. Nie pozwolono mi do niego wejść. Już samo to, że pozwolono mi siedzieć na korytarzu w bloku pooperacyjnym było dużym odstępstwem. Lekarz, który operował Krzysztofa, zgodził się na to chyba tylko dla świętego spokoju.

                Nie wiedziałam, ile czasu trwała operacja. Straciłam rachubę i nie miałam nawet pojęcia, ile czasu upłynęło od wydarzeń na kutrze, zauważyłam jedynie, że na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno. Zapewne niedługo jedna z pielęgniarek wyrzuci mnie stąd i zaprowadzi do mojej sali, gdzie miałam zostać całą noc na obserwacji, ponieważ podejrzewali u mnie wstrząśnienie mózgu. No cóż, na czubku głowy miałam naprawdę sporych rozmiarów guza, a dopóki nie dostałam leków przeciwbólowych głowa aż mi pękała.

                Nikt nie chciał mi powiedzieć nic konkretnego o stanie Krzysztofa, ponieważ nie byłam nikim z rodziny. Powiedzieli mi tylko, że jest stabilny, nic więcej. Więcej informacji miałam o Angeli, która od czasu do czasu odzyskiwała świadomość. Leki, którymi nafaszerował ją brat Maksa – Adam Schneider, jak powiedzieli policjanci – najprawdopodobniej pochodziły ze szpitala psychiatrycznego, z którego uciekł na początku lipca. W sprawie porwania natenczas niewiele było wiadomo, jednak Adam ponoć zaczął śpiewać jak kanarek, kiedy policjanci zaczęli go wypytywać o całe zajście.

                Przesłuchany również miał zostać jego ojciec, ponieważ broń, z której do nas strzelał, była zarejestrowana właśnie na pana Schneidera.  Intuicja podpowiadała mi, że ten dzień zmieni nie tylko moje życie, lecz również niektórych osób powiązanych z tą sprawą. Podejrzewałam też, że w większości te zmiany nie będą miłe ani przyjemne.

                Nagle ktoś objął mnie ramieniem i podskoczyłam wystraszona. Nie usłyszałam wcześniej kroków, ani nie zauważyłam żadnego ruchu na korytarzu – byłam zbyt pochłonięta myślami.

– Powinnaś iść do łóżka – powiedział Mateusz – dużo dzisiaj przeszłaś, musisz odpocząć. Rodzice się o ciebie martwią.

– Zostanę tutaj – odparłam.

– Nie możesz się ciągle zadręczać tym, co się stało.

– Ale to wszystko moja wina – pokręciłam głową, starając się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu – Krzysztof i Angela są tutaj przeze mnie. Ja nie mo…

– Dobrze wiesz, że to nieprawda – uciął mi w połowie słowa – ona jest tutaj nie przez ciebie, ale dzięki tobie. Nie wiem, co by się stało, gdybyś jej nie znalazła. A Krzysztof uratował ci życie bo cię kocha. Myślisz, że mógłby spokojnie stać i patrzeć jak ten psychopata cię morduje?

– Ale…

– Nie ty pociągnęłaś za spust – przerwał mi stanowczo.

                Poddałam się z głośnym westchnieniem i przytuliłam do niego. Objął mnie ramionami i pocałował w czubek głowy.

– Wiesz, gdyby nie Krzysztof, gdyby coś ci się stało… nie zniósłbym tego – wyszeptał w moje włosy. – Jestem, zawsze będę mu za to wdzięczny.

                Nic nie powiedziałam, wsłuchiwałam się tylko w bicie jego serca. Biło tak mocno i równo, nie tak jak serce Krzysztofa, kiedy przytuliłam się do niego na kutrze. Ta myśl wywołało ukłucie bólu, które chyba zawsze już będzie towarzyszyć wspomnieniom tamtych chwil.

                Bardzo kochałam Mateusza. Nawet, kiedy przez kłótnię nie odzywaliśmy się do siebie przez ponad tydzień. Jesteśmy rodzeństwem i rozumiemy się bez słów. Spojrzenie, czy zwykły grymas twarzy zastępuje nam niekiedy całe zdania. Dobrze wiedziałam, że ja również nie zniosłabym jego utraty.

– Kocham cię braciszku – szepnęłam.

– Ja ciebie też, maleńka – odpowiedział, głaszcząc moje plecy – a teraz zmykaj do łóżka, pójdę z tobą, żeby upewnić się, że tam dotarłaś – dodał.

                 Westchnęłam i wstałam, po czym razem poszliśmy w stronę wind. Pozwoliłam mu się objąć, ponieważ naprawdę byłam zmęczona i nie chciałam przewrócić się na śliskiej, mokrej posadzce – widocznie była niedawno wycierana. Drzwi jednej z wind otwarły się i wysiadł z nich znajomo wyglądający chłopak. Spojrzał na nas i zatrzymał się, blokując nam wejście.

– Przepraszam, chcemy wejść do windy – powiedział Mateusz, zirytowany nieco zachowaniem nieznajomego, po czym przepchnął się obok niego.

– Czekajcie – poprosił nas w momencie, gdy zamknęły się drzwi windy.

– O co chodzi? – spytał mój brat, nerwowo wciskając przyciski obok stalowych drzwi.

– Ty jesteś Aldona? – zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy, a ja przypomniałam sobie, dlaczego wydaje mi się znajomy.

                Widziałam jego zdjęcie w albumie Krzysztofa z czasów liceum – stał obok niego podczas rozdawania świadectw maturalnych. Z tego, co pamiętałam, miał na imię Piotr. Byłam pewna, że to on – miał zbyt charakterystyczny wygląd, bym mogła go pomylić z kimś innym. Patrzył na mnie przenikliwymi, dużymi oczami w odcieniach szarości, które w świetle jarzeniówek wydawały się poprzetykane srebrem czy stalą. Platynowo blond włosy, krótsze po bokach i dłuższe pośrodku głowy wydawały się niemalże białe. Fryzura wyglądała na skrupulatnie ułożoną, a dość długa grzywka opadająca niby w nieładzie na wysokie czoło nadawała chłopakowi pewnej dozy nonszalancji. Ciało miał podobne do Mateusza, chociaż był od niego trochę wyższy, a co za tym idzie – szczuplejszy.

– Tak – potaknęłam – a ty jesteś Piotr, prawda?

– Krzysztof ci o mnie wspominał? – spytał, chociaż nie wydawał się zbytnio zainteresowany odpowiedzią, mierzył jedynie podejrzliwym spojrzeniem mnie i Mateusza.

– Widziałam cię na jego zdjęciach z liceum – odparłam, po czym wysunęłam się spod ramienia brata, kiedy zauważyłam wzrok Piotra – to jest mój brat, Mateusz.

– Miło mi – skinął głową z lekkim dystansem, choć na jego twarzy pojawiła się mieszanka zrozumienia i ulgi; może myślał, że zdradzam Krzysztofa z Mateuszem? – Możecie mi powiedzieć, co tutaj się w ogóle działo? O co chodzi z tą strzelaniną?

 To trochę skomplikowane – odpowiedziałam, wzdychając i siadając na ławce pod oknem.

– Bardziej smutne, niż skomplikowane – odparł Mateusz.

– Możecie dokładniej? – spytał niezbyt uprzejmie zniecierpliwiony blondyn.

– Możesz uprzejmiej? – zirytował się Mateusz.

– Niech się zastanowię – odparł z goryczą – kilka godzin temu zadzwoniła do mnie spanikowana Magda z prośbą, żebym tu przyjechał, bo ona musi być na premierze nowego spektaklu, a Krzysztof leży w szpitalu z raną postrzałową. Wchodzę to szpitala i pierwsze co widzę, po kilkugodzinnej jeździe samochodem, jest jedyna dziewczyna, na której Krzysztofowi naprawdę zależy, obściskująca się z jakimś facetem. Na szczęście okazał się twoim bratem – zwrócił się do mnie. – Wybaczcie więc, że nie będę sobie zawracał głowy uprzejmościami.

                Między nami zapadła niezręczna cisza. Analizowałam w myślach wypowiedź Piotra, szczególnie jedną jej część. Jedyna dziewczyna, na której Krzysztofowi naprawdę zależy? Czy to znaczy, że on nie zaangażował się jeszcze w żaden poważny związek? Nigdy nie pytałam o jego wcześniejsze dziewczyny (nie miałam wątpliwości, że co najmniej kilka musiał już mieć), nie chciałam, żeby pomyślał, że go kontroluję czy coś.

                Mateusz zaczynał się denerwować, więc uścisnęłam uspokajająco jego dłoń, dobrze wiedząc, że jest w gorącej wodzie kąpany. Nie udało mi się jednak zamknąć jego ust, więc po chwili powiedział:

– Aldona się ze mną nie obściskiwała – sprostował – objąłem ją ramieniem, bo jest bardzo zmęczona i ma mocno skaleczoną łydkę.

– Dobrze, przepraszam – odparł Piotr i naprawdę wyglądał na skruszonego – jestem troszkę zdenerwowany – dodał, ignorując parsknięcie Mateusza na słowo „troszkę”. – Powiecie mi, jak doszło do tego, że go ktoś postrzelił?

– Wszystko ci wyjaśnię, tylko zaprowadzę siostrę do łóżka – obiecał mu Mateusz, po czym podał mi rękę i pomógł wstać.

– Będę tu czekał – oznajmił Piotr.

– Sama potrafię trafić – odparłam, nie miałam jednak siły protestować, więc posłusznie poszłam za nim.

– Wiem – powiedział mój brat, a kiedy zobaczył jak kuleję, ponownie objął mnie ramieniem.

                Przed zamknięciem się drzwi windy zdążyłam jeszcze rzucić ostatnie spojrzenie na Piotra. Wyjął jedną rękę z kieszeni i zmierzwił sobie włosy, wyglądając przez duże okna. Mimo że byłam zakochana w Krzysztofie, nie mogłam nie docenić jego urody. Bez problemu dostałby się do reklamy albo obsady komedii romantycznej. Jego stalowo szare oczy wyglądały jednak na zimne i trudne do odczytania, a on sam na niedostępnego i zamkniętego w sobie, choć nie nieśmiałego. Był bardzo pewny siebie, o czym świadczyła jego postawa – ręce w kieszeniach, wysoko uniesiona głowa i idealnie proste plecy. Może był modelem?

                Nie miałam jednak siły na dalsze rozmyślania – odbijanie przyjaciółki z rąk psychopaty to naprawdę męczące zadanie. Kiedy dotarliśmy do mojej sali, a Mateusz upewnił się, że nie zamierzam stamtąd uciekać, zasnęłam równocześnie z dotknięciem głową poduszki, a może jeszcze wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz