Minęły już ponad dwa tygodnie od mojej feralnej imprezy urodzinowej i wszystko powoli wracało do normy. Angela znów spędzała z Mateuszem całe dnie na sali treningowej, a wieczorami przesiadywała w swoim pokoju w towarzystwie Maksa. A ja? Ja niemal codziennie spotykałam się z Krzysztofem. Zwykle jeździliśmy do jego sekretnego zakątka nad jeziorem i tam uczyliśmy się siebie, poznawaliśmy i dużo rozmawialiśmy. Miałam również okazję poznać Magdę, która okazała się uroczą kobietą, wręcz emanującą serdecznością i pozytywną energią.
Nic jednak nie potrafiło zmienić tego, jak się czułam. Miałam wrażenie, że te szczęśliwe chwile przesypują się między moimi palcami jak morski piasek i uciekają, porywane przez wiatr. Bałam się tego, co nastąpi, gdy na mojej dłoni nie zostanie już nawet najmniejszy kamyczek, gdy wyczerpie się mój zapas szczęścia. Nocami wciąż dręczył mnie ten sam koszmar, w dnie ciągle widziałam twarz mężczyzny z tamtej wizji, i nie mogłam odeprzeć od siebie tego obezwładniającego strachu.
Przyszłość stała się dla mnie równie ciemna i zagadkowa jak dla każdego człowieka. Moje wizje ustały, tak jakby ktoś wykradł mi mój talent, wyrwał go ze mnie i nie chciał oddać. Stało się to, o czym tak bardzo marzyłam, a czego jednocześnie bałam się bardziej od śmierci. Straciłam ochronę w postaci wizji akurat w momencie, kiedy w moim życiu zaczęły się dziać dziwne i niepokojące rzeczy. Nie potrafiłam wyjaśnić, co oznaczają zagadkowe listy wysyłane do Angeli, nie wiedziałam, jak odkryć sens zawartych w nich niepokojących słów. „Dotrzeć, odebrać, przywrócić naturalny bieg, wydrzeć z niewłaściwych dłoni i umieścić w prawowitych ramionach”. Co to mogło znaczyć? Nie miałam pojęcia, byłam zwyczajna i bezsilna, a moja rodzina została skazana na pastwę nieprzewidywalnego losu i przyszłości.
Niespodziewanie do mojego udręczonego myślami umysłu wdarło się pukanie i dobrze znajomy mi głos.
– Mogę? – spytał Mateusz, powoli otwierając drzwi.
– Wejdź – odparłam i usiadłam na łóżku, przyglądając się mojemu bratu.
Tak jak ja, musiał się niedawno kąpać, ponieważ miał mokre włosy i miał na sobie tylko bokserki i luźny podkoszulek. Gdyby nie był moim bratem, z pewnością podziwiałabym jego smukłe, choć dobrze wyrzeźbione przez treningi tańca ciało.
– Nie przeszkadzam ci? – Zapytał, siadając na krawędzi łóżka i przyglądając się mi z zaciekawieniem; widocznie nadal wyglądałam, jakbym była kompletnie pogrążona w letargu.
– Nie – uśmiechnęłam się – tak tylko sobie myślę.
– To ty potrafisz myśleć? – spytał, zerkając na mnie zaczepnie.
– Niekiedy mi się udaje.
– Wygodna koszulka?
Spojrzałam w dół i się zaśmiałam. Oprócz krótkich spodenek miałam na sobie jego zieloną koszulkę. Spodobała mi się i „pożyczyłam ją”, jeszcze zanim zdążyłby ją założyć. Mimo że była mi nieco zbyt luźna, chyba dobrze w niej wyglądałam i, co najważniejsze, czułam się bardzo swobodnie (jak w większości moich męskich koszulek, skrzętnie i starannie ukrytych przed czujnymi oczami Angeli, przekonanej, że powinnam nosić jedynie obcisłe bluzki z głębokim dekoltem).
– Bardzo wygodna – odparłam, uśmiechając się niewinnie. – Zastanawiałam się, skąd ją mam…
– Nie dość, że kradniesz, to jeszcze do tego kłamiesz – pokręcił głową z udawanym zgorszeniem.
– Ej! Ja to tylko pożyczyłam! – święcie się oburzyłam.
– Chociaż oddałabyś mi moją własność – dokończył, ignorując mnie i posyłając mi łobuzerski uśmiech.
– Nie ma mowy – odparłam i pokazałam mu język.
W odpowiedzi złapał mnie w pasie i udawał, że zdejmuje ze mnie swoją koszulkę. Broniłam się, jednocześnie zaśmiewając się niemal do łez, ponieważ w pewnym momencie zaczął mnie bardzo skutecznie łaskotać.
– Wiesz co? – zapytał po dłuższej chwili, gdy już się trochę uspokoiliśmy.
– Nie wiem.
– Będę wspaniałomyślny i pozwolę ci zatrzymać tę koszulkę, ale nie licz na żaden prezent przez najbliższe piętnaście lat.
– No wiesz? – udałam święte oburzenie. – Ja ci nie wypominam, że zniknęły moje słuchawki i że ostatnio dziwnym trafem masz takie same.
– Kupiłem sobie – odparł, naśladując minę słodkiego szczeniaczka – a poza tym to ty jesteś fetyszystką, nie ja.
– Ja jestem fetyszystką? – zdziwiłam się.
– Oczywiście. W sumie dziwię się, że nie masz jeszcze koszulki Krzysztofa – dodał, czym zarobił sobie na porządnego kuksańca w ramię. – No co? Przecież spędzasz z nim ostatnio całe dnie, nie chcesz mieć w swojej kolekcji jakiejś jego rzeczy? – zażartował ze złośliwym i zaczepnym wyrazem twarzy.
– Mam misia – odparłam, przytulając się do maskotki.
– Ale misiu nie pachnie twoim ukochanym, nieprawdaż?
Rzuciłam w niego poduszką w tym samym momencie, w którym do pokoju wszedł mój tata. Pewnie przeszkadzaliśmy mu w czytaniu jakiś akt lub „niezwykle ciekawych” przepisów i paragrafów. Spojrzał na nas i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– A ja myślałem, że jesteście już dorośli.
– Przeszkadzamy ci, tato? – spytał Mateusz, strzepując zbłąkane piórko ze swojego ramienia.
– Nie, chciałem wam tylko powiedzieć, że jutro robimy grilla razem z Marshallami i Schneiderami, i pomyślałem…
– Krzysztof też może przyjść? – przerwałam mu niecierpliwie z nadzieją w głosie.
– Gdybyś mi pozwoliła dokończyć, to byś się dowiedziała – odparł, uśmiechając się szeroko i serdecznie. – Tak, oczywiście, może przyjść – dodał, a mój brat zaśmiał się cicho, widząc moją radosną minę.
Tata pokręcił jeszcze raz głową, po czym wyszedł, a gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, znów rzuciłam w Mateusza poduszką.
– Za co? – spytał, teatralnie rozcierając swoje ramię.
– Za całokształt – uśmiechnęłam się, lecz po chwili spoważniałam i westchnęłam. – Tak naprawdę nie przyszedłeś do mnie po koszulkę, co?
– Nie – spojrzał w moje oczy, przeszywając mnie zielonym wzrokiem. – Wizja czy intuicja?
– Po prostu cię znam – wzruszyłam ramionami – a na wizje nie mam już co liczyć, adieu.
– Rozmawiałem z Angelą – powiedział cicho smutnym głosem. – Ona uważa, że ten pocałunek w garażu był pomyłką i że powinniśmy o tym zapomnieć, tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Tylko jest jeden problem, ja nie potrafię, nie mogę o tym zapomnieć. Wystarczy, że na nią spojrzę, a automatycznie przypomina mi się tamta chwila, to jest silniejsze ode mnie. Nie wiem…
– Kochasz ją – stwierdziłam, przyglądając mu się uważnie.
– Ona kocha Maksa, prawda? – spytał tak ponurym głosem, że miałam ochotę skłamać i powiedzieć, że nie.
– Tak.
– Czyli nie mam żadnych szans? – Zapytał, chwytając ostatnią nadzieję.
– Zawsze jest jakaś szansa… ale sądzę, że Angela ma rację i powinieneś o tym zapomnieć. Tak będzie lepiej i dla ciebie, i dla niej.
– Myślisz, że to takie proste? A gdybym tobie kazał zapomnieć o Krzysztofie?
– Odparłabym, że to niemożliwe, i że powinieneś się leczyć.
– No właśnie – odparł gorzko – więc nie mów mi, że mam…
– Chcesz stracić najlepszego przyjaciela? – przerwałam mu nieco podniesionym tonem.
– Nie, ale…
– Więc weź się w garść! Znajdź sobie jakąś dziewczynę, z twoim wyglądem to nie będzie trudne, i chociaż postaraj się zapomnieć o tym, co czujesz do Angeli.
– To nie takie…
– Wiem, że to nie takie proste – znowu wtrąciłam mu się w połowie zdania – a teraz posłuchaj starszej siostry i…
– Starszej siostry? – spytał, powątpiewająco unosząc brwi.
– Miałam na myśli nie lata, ale psychikę – odparłam i w ostatniej chwili uchyliłam się przed rzuconą we mnie poduszką. – Bądź grzecznym braciszkiem i idź spać. Przyjdę przeczytać ci bajkę na dobranoc.
– Dobrze, ale ja sam wybieram książkę – powiedział, szczerząc zęby.
– Wiesz, chyba jednak zmieniłam zdanie, lepiej sam sobie przeczytaj – powiedziałam i pokiwałam mu jeszcze, gdy zamykał za sobą drzwi.
* * *
Usiadłam na krześle w ogrodzie i otarłam czoło. Lipcowe słońce parzyło skórę, a upał doskwierał nawet w cieniu pod wierzbą, gdzie stał stół – mając do wyboru natrętne owady lub skwar, jednogłośnie wybraliśmy komary i muchy. Wszyscy delektowali się grillowanymi skrzydełkami z kurczaka i karkówką w wykonaniu mojego taty, przede mną natomiast stał talerz pełen sałatki i kiełków.
– Ty się tym w ogóle najesz? – spytał Krzysztof, zerkając sceptycznie na mój posiłek.
– Oczywiście, że tak – odparłam, nabijając na widelec spory kawałek pomidora. – W dodatku nie pozatykam sobie żył cholesterolem.
– Od kawałka chudego mięsa nic by ci się nie stało. Wiem, co mówię, w końcu studiuję medycynę – zwrócił się do mnie z uśmiechem.
– Dobrze usłyszałem, chłopcze, że studiujesz medycynę? – zainteresował się siedzący po drugiej stronie stołu ojciec Maksa, a ja jęknęłam w duchu, dobrze wiedząc co to oznacza.
– Tak, proszę pana – odpowiedział jak zawsze uprzejmie i spokojnie – teraz będę zaczynał czwarty rok.
– Masz w rodzinie lekarza?
– Nie – pokręcił głową.
– Czym się zajmują twoi rodzice? – dopytywał się pan Schneider, jakby przesłuchiwał Krzysztofa.
– Mój ojciec prowadzi firmę deweloperską w Madrycie, a…
– Twój tata jest Hiszpanem?
– Nie, proszę pana – odparł nadal uprzejmie mój chłopak chociaż wyrwało mu się dość głośne westchnienie irytacji – jest Polakiem, mama była…
– Twoja matka nie żyje? – zapytał, kompletnie bez taktu ojciec Maksa.
Zawsze denerwowała mnie wścibskość pana Schneidera, ponieważ bardzo często w swoich pseudo-przesłuchaniach posuwał się za daleko, dokładnie tak, jak w tej chwili. Bywał gorszy od plotkujących w salonie fryzjerskim starych panien (czy, jak kto woli, samotnych z wyboru) – one przynajmniej wykazywały się czasami chociaż szczątkowym taktem.
– Adamie, daj chłopakowi spokojnie zjeść – mój tata przejął sprawy w swoje ręce – zapewne będziesz miał jeszcze okazję z nim porozmawiać.
– Dobrze, dobrze – odparł, śmiejąc się tubalnie i wpatrując się jeszcze przez chwilę w Krzysztofa.
– Bez urazy, ale on zawsze jest taki wścibski? – spytał mój chłopak bardzo cicho, gdy tylko pan Schneider wrócił do dyskusji z ojcem Angeli.
– Tak, nie przejmuj się nim – odparłam z uśmiechem – przepraszam, że cię w to wpakowałam.
– Po pierwsze, nie przepraszaj, po drugie, ja się nie przejmuję, chciałem tylko wiedzieć, czy na następne spotkanie muszę napisać swój życiorys.
– Och, pewnie, że tak – wtrącił się Mateusz, siedzący naprzeciw mnie – i to bardzo szczegółowy, więc lepiej zacznij go pisać zaraz po powrocie do domu.
– Myślisz, że trzysta stron wystarczy? – zapytał Krzysztof, a ja spojrzałam uważnie na Angelę stojącą kilka metrów od stołu i próbującą bezskutecznie dodzwonić się do Maksa.
– Może być mało – odparł mój brat i podążył za moim wzrokiem. – Od rana próbuje się do niego dodzwonić, a on wysłał jej tylko wiadomość, że się spóźni i więcej się nie odezwał – wyjaśnił.
– Musiało mu coś ważnego wypaść – powiedziałam w tym samym momencie, w którym Angela zatrzasnęła z irytacją klapkę swojego różowego telefonu i skierowała się z powrotem do stołu.
– Nie przyjedzie w ogóle! – oburzyła się, opadając ciężko na drewniane krzesło. – Raczył mi łaskawie napisać, że ma pilną sprawę i nie zdąży! Co za… – zaczęła, ale przerwało jej chrząknięcie pana Marshalla.
– Posłuchajcie dzieci – zaczął oficjalnym tonem, jednocześnie uśmiechając się.
– Dzieci? – oburzył się Mateusz. – Ja mam prawie dziewiętnaście lat, a Krzysztof…
– Dobrze, już dobrze, a więc prawie dorośli ludzie – sprostował, wyraźnie tłumiąc chęć zaśmiania się – za twa dni wyjeżdżacie nad morze.
Angela spojrzała na mnie pytająco z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami, a ja jedynie wzruszyłam ramionami – byłam równie zaskoczona, jak ona.
– To jest żart? – spytał niedowierzająco Mateusz.
– Oczywiście, że nie – odparł nasz tata – pojutrze wszyscy macie być najpóźniej o dwunastej nad Bałtykiem. Stwierdziliśmy, że należy to się wam po ostatnich przejściach.
– Wszyscy? – zainteresowała się Angela. – Czyli dokładniej, kto?
– Ty, Maks, Mateusz, Aldona, no i Krzysztof – odpowiedział pan Marshall.
– Ja? – zdziwił się mój chłopak. – Dlaczego ja?
– Uratowałeś naszą córkę – do dyskusji włączyła się mama Angeli. – Nie wiem, co by było, gdyby nie ty.
– Zrobiłby to ktoś inny – odpowiedział ze spokojem – już mówiłem, że ja ją tylko wyniosłem z klubu, nic więcej.
– Mniejsza o to – machnął ręką Michael Marshall – wszyscy jesteśmy ci wdzięczni i chcemy, żebyś tam jechał i przypilnował trochę tych prawie dorosłych ludzi.
– Poza tym, Aldona nie zostawiłaby cię samego na tydzień, nie masz nawet o czym marzyć – odparł Mateusz ze złośliwym uśmiechem i udał przerażonego, gdy zmierzyłam go rozwścieczonym spojrzeniem.
– Dziękuję za zaproszenie – Krzysztof zwrócił się do naszych rodziców – z chęcią z niego skorzystam – dokończył i chwycił moją dłoń, leżącą na stole.
– Czyli wyjeżdżamy pojutrze? – chciała się upewnić Angela.
– Tak.
– Ja się nie zdążę spakować! Mogliście powiedzieć o tym tydzień temu! – zawołała dramatycznym tonem.
– Najlepiej z miesiąc – dogryzł jej Mateusz – żebyś zdążyła wynająć ciężarówkę.
– Ha, ha, ha – odparła Angela z ironią, po czym wskazała na mnie palcem. – Kochana, jutro idziemy na duże zakupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz