Ktoś uścisnął moją dłoń, najpierw lekko, później coraz mocniej. Powoli podniosłam powieki, ociężałe od płaczu i nieprzespanej nocy – nie spałam nie tylko z nadmiaru emocji, ale również przez uciążliwe chrapanie leżącej obok mnie dziewczyny ze złamaną przegrodą nosową. Po południu, kiedy już wypisano mnie ze szpitala, natychmiast pobiegłam szukać lekarza, który poprzedniego dnia operował Krzysztofa. Kiedy już go znalazłam, niechętnie powiedział mi, że „pan Szafrański pytał o mnie zaraz po wybudzeniu się z narkozy”. Wspomniał także, że przeniesiono go na inną salę, gdzie wreszcie mogłam go odwiedzić, ale, jak żarliwie podkreślił uroczy pan w białym kitlu – „pacjent stracił dużo krwi i mimo szybkiej poprawy stanu zdrowia niewskazane są długie odwiedziny”.
Krzysztof jednak spał, kiedy weszłam, więc usiadłam na krześle stojącym obok jego łóżka. Widocznie musiałam zasnąć, znużona i przemęczona ostatnimi dniami. Obudziło mnie dopiero lekkie uściśnięcie ręki.
– Przyszłaś – powiedział Krzysztof z uśmiechem.
– Myślałeś, że nie przyjdę? – zdziwiłam się, czując nieopisaną radość z tego, że mogłam znów usłyszeć jego głos.
– Po tym, co się wczoraj wydarzyło, bałem się, że będziesz chciała o wszystkim zapomnieć i wrócisz do domu – odparł spokojnie i musnął lewą ręką mój policzek.
– Nie mogłabym – pokręciłam głową – nie po tym, co zrobiłeś wczoraj. Uratowałeś mi życie – powiedziałam, czując łzy płynące po raz kolejny po mojej twarzy – nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Czy w ogóle jest to możliwe?
– Nie płacz, proszę, już nie masz powodów – odparł, po czym zauważył moją zagipsowaną rękę – co ci się stało?
– Złamałam ją przy którymś upadku, nawet nie wiem, kiedy – odparłam wymijająco, dobrze wiedząc, że kość w mojej ręce pękła podczas próby ratowania mnie. – Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam, chwytając jego dłoń obiema rękami i przytulając ją do twarzy.
– Naprawdę się nie domyślasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby on cię zabił na moich oczach. Nie potrafiłbym żyć po czymś takim – zadeklarował, unieruchamiając mnie swoim przepełnionym emocjami spojrzeniem. – Powinienem już wcześniej ci to powiedzieć, ale nie było okazji. Może sala szpitalna nie jest idealnym miejscem na takie wyznania, ale muszę ci to powiedzieć – rzekł, a ja wiedziałam, że za chwilę usłyszę coś bardzo, bardzo ważnego – Aldono, kocham cię i myślę, że w świetle ostatnich wydarzeń mogę powiedzieć, że kocham cię nad życie.
Wpatrywałam się w jego hipnotyzujące oczy, nie ruszając się ani nic nie mówiąc, by nie zakłócić piękna chwili. Jego słowa były absolutnie niesamowite, choć wydawały się oklepanie i, zapewne według niektórych, zalatywały tandetą. Dla mnie ta deklaracja uczuć była niezwykle ważna, nie tylko ze względu na to, że wiedziałam o odwzajemnieniu moich uczuć. Były potwierdzeniem, którego tak bardzo potrzebowałam, by móc zdradzić Krzysztofowi mój największy sekret, pilnie strzeżony przed światem.
– Ja też cię kocham – oświadczyłam – jak wariatka – uśmiechnęłam się przez łzy, które jeszcze nie zdążyły wyschnąć.
Krzysztof usiadł, wyraźnie się krzywiąc, po czym przesunął lewą dłoń na mój kark. Jego ruchy były ograniczone przez opatrunek, zakrywający cały prawy bark i unieruchamiający prawą rękę. Wysunęłam do przodu dłoń i delikatnie dotknęłam miejsca, w które trafił pocisk, on tymczasem cały czas patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.
– Bardzo cię boli?
– Nie, przy tobie w ogóle– odparł, po czym powoli pochylił się w moją stronę.
Delikatnie musnął moje wargi, a ja poczułam jego oddech przyprawiający mnie o zawroty głowy. Całowaliśmy się tak czule i delikatnie, jak nigdy. Krzysztof być może chciał zapamiętać kształt moich ust albo ich smak, w każdym bądź razie nigdy nie całował mnie z takim zapamiętaniem, a jednocześnie tak delikatnie. Ta cudowna chwila nie mogła jednak trwać długo, ponieważ Krzysztof, mimo że wyglądał i zapewne czuł się dużo lepiej niż poprzedniego dnia, nadal był osłabiony. Westchnął i po chwili osunął się na wysoko ułożone poduszki.
– Coś czuję, że to będę moje najdłuższe wakacje nad Bałtykiem – powiedział, maskując uśmiechem grymas bólu.
– A moje najgorsze – odparłam cicho i spuściłam wzrok.
– Nie dziwię ci się – powiedział – dużo się zmieni w najbliższym czasie, ale nie każda zmiana będzie tak przyjemna jak w moim przypadku.
– Po tym, co przeze mnie przeszedłeś nadal uważasz, że są to pozytywne zmiany? Nie masz to mnie żalu, że wpakowałam cię w tę nieszczęsną próbę odbicia Angeli?
– O co miałbym mieć do ciebie żal? – szczerze się zdziwił.
– Przeze mnie jesteś w szpitalu – wykrztusiłam cicho, unikając jego spojrzenia.
– Kochanie… dlaczego ty ciągle obwiniasz się za sprawy, na które nie masz żadnego wpływu? – pokręcił głowa z lekkim uśmiechem.
– Nie masz prete…
– Poszedłem za tobą z własnej woli – przerwał mi stanowczo – mimo twoich protestów, ale byłaś wtedy tak rozgorączkowana, że ten drobny szczegół mógł umknąć twojej uwadze.
– Nie…
– Nie mam do ciebie żalu ani jakichkolwiek pretensji – odparł, po raz kolejny wcinając mi się w słowo. – Chciałbym jednak usłyszeć, skąd wiedziałaś gdzie szukać Angeli i o co chodziło z tą nadzwyczaj rozwiniętą intuicją.
Stało się. Krzysztof za chwilę dowie się o moich wizjach. Być może stwierdzi, że jestem dziwadłem i że nie chce mnie już więcej widzieć? A może zaakceptuje moją odmienność? Większa część mnie głosowała za tą drugą opcją. Ta optymistyczna część. Pesymistyczna krzyczała, że Krzysztof wygna mnie, wyzywając od czarownic i przymiotów szatana. Znałam go jednak na tyle, by nie ufać za bardzo opinii mniejszości – w końcu uratował mi życie, ryzykując własne, więc nie powinien go zniechęcić mój niecodzienny talent. No cóż, chyba że po raz kolejny się mylę.
– Powiesz mi? – zapytał całkowicie nienatarczywie; wiedziałam, że mogę odmówić, a on nic na to nie powie, w końcu jednak i tak musiałabym mu powiedzieć o sobie prawdę.
– Tak – odparłam cicho i westchnęłam – ale możesz po tym diametralnie zmienić o mnie zdanie.
– Zobaczymy – uśmiechnął się i uścisnął lekko moją dłoń.
– Powiedzenie, że mam nadzwyczaj rozwiniętą intuicję jest niedopowiedzeniem – zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa – bardziej na miejscu byłoby powiedzenie, że jestem jasnowidzem – powiedziałam, cały czas obserwując jego reakcję, on jednak wpatrywał się we mnie z niezmiennym zainteresowaniem wypisanym na twarzy. – Wtedy, na plaży, i w innych sytuacjach kierowałam się nie tylko przeczuciem, ale również wizjami, które wcześniej przewijały mi się w głowie jak film. Potrafię przewidzieć niemal wszystkie ważniejsze zdarzenia dotyczące mojej rodziny albo osób ze mną związanych. Przynajmniej tak było do tej pory.
– Jak to? – spytał, bardziej zdziwiony faktem, że mój dar zaczął zawodzić niż tym, że w ogóle istnieje.
– Od jakiegoś czasu wszystko ustało – wyjaśniłam – najpierw widziałam i przeczuwałam coraz mniej, później wizje w ogóle znikły. Wróciły jedynie na te kilka sekund i dzięki temu wiedziałam, gdzie szukać Angeli.
Między nami zapanowała cisza pełna nerwowej niepewności. Nie miałam pojęcia, co Krzysztof o mnie pomyślał po poznaniu całej prawdy, nie wydawał się jednak w żaden sposób zniesmaczony tym co usłyszał. Po prostu leżał spokojnie na wysokim stosie poduszek i wpatrywał się z zamyśleniem w przeciwległą ścianę, jakby zobaczył na niej coś interesującego. Marszczył też od czasu do czasu czoło, na którym tkwił niewielko opatrunek.
– Wierzysz mi, czy może masz mnie już za wariatkę? – spytałam, nie mogąc znieść już dłużej tego milczenia.
– Oczywiście, że ci wierzę, w końcu znalazłaś Angelę – odparł, przenosząc wzrok z powrotem na mnie – staram się tylko to sobie jakoś poukładać. Przy mnie zawsze zachowujesz się naturalnie, łatwo cię czymś zaskoczyć.
– Bo coś się zaczęło psuć mniej więcej w tym samym czasie, kiedy cię poznałam. Pierwszy raz nie miałam wizji, kiedy wpadłam na ciebie… – dopiero, gdy wymówiłam te słowa na głos, dotarł do mnie ich sens i poskładałam wszystkie elementy układanki moich myśli w jedną, spójną całość. – To o to chodzi… jak ja mogłam tego nie zauważyć?
– Czego nie zauważyłaś? – spytał Krzysztof, gdy nie kontynuowałam swojej wypowiedzi.
– Tej zbieżności – odparłam, po czym wstałam i zaczęłam gorączkowo chodzić po sali w tę i z powrotem – im więcej czasu z tobą spędzam, tym rzadziej nachodzą mnie wizje. Nie widziałam porwania Angeli, bo od wyjazdu nad morze nie odstępowałeś mnie na krok.
– Ale przecież pierwszą noc spałaś sama, poza tym nie byłem cały czas obok ciebie, przecież…
– Wtedy spałeś zaraz za ścianą – odparłam i kontynuowałam niecierpliwie, chcąc w jak najkrótszym czasie upchać jak największą ilość słów – a kiedy poszedłeś nas wymeldować, zobaczyłam gdzie jest Angela… może to zależy od odległości… mniejsza o to. Najważniejsze jest to, że już wiem dlaczego wizje ustały – zatrzymałam się i spojrzałam na niego wzrokiem przepełnionym satysfakcją z rozwikłania zagadki – to ty je blokujesz. Dzięki tobie mogę znów być zwyczajną osobą, bez odchyłów od normy. A może to nie ty jesteś blokadą, ale to co do ciebie czuję – spekulowałam, ponownie zaczynając chodzić po sali – chociaż, kiedy pierwszy raz na ciebie wpadłam jeszcze cię nie kochałam… chyba że już podświadomie o tym wiedziałam. Ach, wszystko związane z wizjami jest zbyt skomplikowane i niejasne, żebym mogła być czegokolwiek pewna. Albo…
– Aldona – przerwał mi cicho Krzysztof.
– Co? – spytałam, niezbyt inteligentnie, stając naprzeciw jego łóżka.
– Usiądź, bo od tego chodzenia w kółko zakręci ci się w głowie – powiedział z lekkim uśmiechem błąkającym się w kącikach jego ust. – Nie obchodzi mnie, czy widzisz przyszłość, przeszłość czy rozmawiasz z umarłymi, według mnie możesz być nawet czarownicą – oświadczył, a kiedy usiadłam przy nim na łóżku, chwycił moją dłoń. – Dla mnie liczy się tylko to, że jesteś przy mnie i że chcesz ze mną być.
Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się i bardzo delikatnie do niego przytuliłam. Nie powiem, że było mi bardzo wygodnie, zarówno przez moją rękę w gipsie, jak i jego ranę, czułam się jednak bezpiecznie. Krzysztof głaskał mnie po włosach, nic nie mówiąc, a ja czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Przynajmniej do chwili, w której drzwi otwarły się z hukiem, uderzając o stojącą za nimi szafkę z lekami i innymi przedmiotami o nieznanym mi przeznaczeniu.
Do pokoju szpitalnego wszedł wysoki mężczyzna przypominający Pierce’a Brosnana. Był ubrany jak biznesmen – markowy garnitur, wypolerowane na wysoki połysk buty i złoty rollex na nadgarstku. Do tego w ręce trzymał skórzaną torbę na laptopa. Odskoczyłam od Krzysztofa jak oparzona i usiadłam na plastikowym krześle.
– Tato? – spytał bezgranicznie zdziwiony Krzysztof, podczas gdy mężczyzna zamykał drzwi. – Co ty tu robisz?
– Magda do mnie zadzwoniła – odparł niespodziewany gość głosem łudząco podobnym do głosu Krzysztofa. – Co ci odbiło? Chciałeś dostać medal za bohaterski czyn? Jak pomyślę, co się mogło stać…
– Ale się nie stało – przerwał mu Krzysztof tonem, jakiego jeszcze u niego nie słyszałam – ostrym, surowym i przepełnionym żalem oraz pretensjami.
– Bo miałeś szczęście! – niemal krzyknął zbulwersowany mężczyzna. – Co by się stało, gdyby ci go zabrakło? Pomyślałeś w ogóle o tym, co robisz? Przecież ratowanie życia jakiejś obcej osobie jest chore! – dodał, jakby mnie nie zauważył.
– Chore jest to, co mówisz – odparł ostro mój chłopak – spójrz w lustro, a jak będziesz krystalicznie czysty, dopiero wtedy mnie pouczaj. I nie uratowałem obcej osoby – dodał, przenosząc wzrok na mnie i chwytając moją rękę.
– Ale…
– Tato, poznaj Aldonę – przedstawił mnie, zerkając na ojca jedynie przelotnie
– Jesteś panienką mojego syna? – zapytał, darując sobie słowa typu „miło mi” czy coś podobnego.
– Nie jestem niczyją panienką – odparłam bez jakiejkolwiek uprzejmości – nie życzę sobie, żeby pan tak o mnie mówił.
– Oho, widzę, że umiesz o siebie zadbać i muszę przyznać, że chyba masz niezły charakterek.
– Nie cierpię, jak traktuje się mnie przedmiotowo – odparłam, patrząc wyzywająco w piwne oczy mojego potencjalnego teścia.
– Nic więcej nie mów – rzucił chłodno Krzysztof, widząc, że jego ojciec otwiera usta – nie na temat mój i Aldony. Jesteśmy parą i nic ci do tego.
– To…
– Nie interesowałeś się mną całe życie, więc teraz nie udawaj troskliwego ojca – przerwał mu arktycznym głosem – kasą, drogimi prezentami i lexusem prosto z salonu nie odkupisz tylu lat ignorancji.
– Nawet na to nie liczyłem – odparł pan Szafrański - dlatego odmówiłem wszystkie spotkania i przyleciałem jak najszybciej mogłem.
– Doceniam to – sucho odpowiedział Krzysztof – a teraz pozwól nam dokończyć rozmowę.
– Wedle życzenia – powiedział i skinął na mnie głową, mówiąc jeszcze przed wyjściem. – Do zobaczenia, miło było cię poznać, Aldono.
– Przepraszam cię za niego. Mój ojciec jest dość – zawahał się, szukając w głowie odpowiedniego określenia – hm… specyficzny i trudny.
– Trudny?
– Niełatwo z nim wytrzymać – wyjaśnił i westchnął ciężko, krzywiąc się przy tym.
– Bardzo cię boli? – spytałam, znów czując ukłucie poczucia winy.
– Odrobinę – odparł, zapewne naciągając nieco fakty – wiesz, miałem ogromne szczęście.
– Jak to? – zdziwiłam się.
– Lekarz, który mnie operował, mówił, że kula minęła opłucną o niecały centymetr. Możesz otworzyć szafkę i wyjąć z niej takie plastikowe pudełeczko?
– To? – spytałam, wyjmując ów przedmiot.
– Tak. Kaliber 38, 9 milimetrów – poinformował mnie, gdy przyglądałam się pociskowi – będę miał nawet lepszą pamiątkę od medalu – dodał ironicznie.
– Dziękuję – powiedziałam, patrząc powoli wilgotniejącymi oczami w jego ciemnobrązowe tęczówki.
– Już nie dziękuj – uśmiechnął się, po czym spoważniał. – Wracając do mojego ojca… pewnie chcesz wiedzieć, o co chodzi.
– Nie ukrywam, że wasza rozmowa była dość dziwna – przyznałam.
– Wyjaśnię ci to kiedyś, obiecuję – powiedział, po czym pokazał mi, żebym usiadła koło niego.
Zrobiłam, co kazał i przytuliłam się do niego, odpływając do mojej, do naszej szczęśliwej krainy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz