W drugiej części wprowadziłam drugiego narratora - Angelę, opisywane tu wydarzenia będą więc przedstawione niekiedy z punktu widzenia dwóch osób, bliżej będzie też można poznać przyjaciółkę Aldony ;)
* * *
ALDONA
Puszyste płatki śniegu tańczyły w powietrzu, tworząc przeróżne wiry i spirale, tylko po to, by po chwili opaść na ziemię i zmienić jesienną szarość w czystą, niczym nie skalaną biel. Śnieżna kurtyna zasłaniała mieszaninę stali, betonu i szkła, zmieniając krajobraz za oknami nie do poznania. Grudzień. Od zalanych słońcem, wakacyjnych dni minęło już tyle czasu, tyle spraw nabrało zupełnie inny obrót, ale jedna rzecz wciąż pozostała niezmienna – wciąż równie mocno kochałam tę samą osobę. Tę osobę, która teraz zapewne już czekała na mnie w czarnym lexusie przed budynkiem, w którym byłam uwięziona.
– Panno Aldono, wiem, że kraina niebieskich migdałów jest niezwykle ujmująca, ale mogłabyś, z łaski swojej, wrócić do naszej brutalnej rzeczywistości i zacząć uważać na lekcji – usłyszałam głos nauczyciela, który, co zauważyłam dopiero, gdy oderwałam się od podziwiania widoku za oknem, stał przed moją ławką z oburzoną miną.
– Przepraszam, już będę uważać – burknęłam na odczepkę i zabrałam się za przepisywanie skomplikowanego wzoru chemicznego z tablicy.
Szczerze nie cierpiałam Szulca, nauczyciela chemii, i zdawało mi się, że ja również nie należałam do jego ulubienic. Szulc, jako osoba przekonana o głupocie uczniów, nie mógł ścierpieć tego, że wszystkie moje zadania i sprawdziany są napisane niemalże bezbłędnie, bez względu na ich trudność. Wszystko za sprawą jego byłego ucznia, obecnego studenta medycyny i mojego chłopaka, który jakimś cudem zachował swoje kartkówki z liceum i mi je udostępnił. Szulc bowiem jest również bardzo leniwym nauczycielem, i każdej klasie chyba już od kilkunastu lat daje takie same zadania na sprawdzianach, licząc może na uczciwość uczniów, którzy w jego mniemaniu nie przekażą tego dalej. Nie bez znaczenia były także moje szczególne zdolności…
– Solińska, wstań! – rozkazał mi zdenerwowany.
– Tak profesorze? – zapytałam, wstając i patrząc na niego z góry, bo przy moim wzroście równym sto siedemdziesiąt trzy centymetry sięgał mi zaledwie do ramion.
– Powiedz mi o czym przed chwilą mówiłem.
– Zapewne o reakcjach otrzymywania estrów – powiedziałam znudzonym głosem, patrząc wzór zapisany na tablicy.
– To są aldehydy – poprawił mnie, a jego twarz powoli zaczęła przypominać dorodnego buraka.
– Estry też tam są – rzuciłam i wzruszyłam ramionami – zresztą, wszystko jedno.
– Wszystko jedno, tak? – spytał wzburzony i zapytał mnie o kilka rzeczy, które na szczęście Krzysztof zdążył mi już wytłumaczyć, na podstawie lekcji ze swojego starego zeszytu, więc na wszystkie odpowiedziałam poprawnie. – Siadaj! Otrzymujesz ocenę niedostateczną za pracę na lekcji.
– Przecież dobrze odpowiedziałam! – oburzyłam się, nie wykonując jego polecenia i nadal stojąc. – Z pewnością nie zasłużyłam na…
– To ja tutaj jestem od wystawiania ocen! – przerwał mi podniesionym o kilka oktaw głosem. – Nie pytałem ciebie o radę!
– Oczywiście, że nie, profesorze – zwróciłam się do niego niezwykle uprzejmym, wręcz przesłodzonym głosem, po czym, zupełnie nie wiedząc, co we mnie wstąpiło, dodałam – uznałam tylko, że przydałaby się panu rada, skoro sam ma pan trudności z wystawianiem ocen adekwatnych do zaistniałej sytuacji.
– Co za bezczelność! – ryknął na mnie, cały purpurowy. – Ja ci zaraz powiem, co jest adekwatne do zaistniałej sytuacji! Natychmiast do dyrektora! – rozkazał, wskazując serdelkowatym palcem drzwi.
– Jak pan sobie życzy, profesorze – uśmiechnęłam się uprzejmie, jakbym dziękowała za cukierka i spakowałam książki do plecaka. – Aha, w tym wzorze na tablicy jest błąd – dodałam i podeszłam do tablicy, poprawiając kilka literek. – No, teraz idealnie. Do poniedziałku! – pomachałam klasie i wyszłam, słysząc za drzwiami nadal oburzony głos chemika.
– Marshall, odłóż ten pilniczek, jesteś w szkole, nie w salonie kosmetycznym.
Zaśmiałam się cicho i ruszyłam pustym korytarzem w stronę gabinetu dyrektora. Mogłam sobie pozwalać na takie wyskoki, bo, jako siostrzenica i jednocześnie chrześniaczka dyrektora, miałam taryfę ulgową. Gdyby nie to, pewnie bym nie ryzykowała, chociaż ciężko byłoby mi się powstrzymać od dogryzania Szulcowi przy każdej okazji, tym bardziej, że on nie pozostawał mi dłużny.
– Cześć wuju – powiedziałam, wchodząc do jego gabinetu bez pukania i rozsiadając się przed nim w skórzanym fotelu.
– Aldona? Co ty tu robisz? – zdziwił się moim nagłym wtargnięciem i szybko zamknął laptopa.
– Znowu grałeś w pasjansa? – spytałam, doskonale znając jego słabość.
– Powinnaś być teraz na lekcji – odparł, ignorując moje słowa.
– Pan Szulc prosił, żebym tutaj przyszła – rzuciłam i nalałam sobie w szklankę soku pomarańczowego ze stojącego na mahoniowym biurku dzbanka.
– Co znowu zrobiłaś? – spytał z rozbawieniem, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi otwarły się ponownie i pojawiła się w nich Angela.
– Dzień dobry – przywitała się i opadła na fotel obok mnie.
– Niech zgadnę, pan Szulc poprosił, żebyś mnie odwiedziła, bo czuję się samotny? – spytał wujek, wyraźnie już rozbawiony.
– Niekoniecznie – odparła Angela i wzięła mi z ręki szklankę, wypijając cały sok – wygonił mnie z klasy, bo piłowałam paznokcie.
– Tylko? – spytał z powątpiewaniem, unosząc brwi.
– No… nie. Powiedział, że dostanie pylicy przez te moje tipsy, a ja grzecznie zaproponowałam, że mogę mu zademonstrować i udowodnić, że to są moje naturalne paznokcie – odparła z szerokim uśmiechem pełnym satysfakcji.
– Dziewczyny – pokręcił głową z uśmiechem – i co ja mam z wami zrobić?
– Mógłby pan dać więcej soku – powiedziała Angela, gdy wypiła już wszystko z dzbanka.
– Nie mam już, a wracając do tematu, co wam ten Szulc zrobił? – zapytał, wpatrując się w nas znad złączonych palców.
– Nie może znieść że mam dobre oceny i o wszystko się czepia – wyjaśniłam, wyjmując z torby jabłko i odgryzając spory kawałek.
– Mi wystarczy to, że po prostu istnieje – Angela wzruszyła ramionami.
– Dobra dziewczyny, idźcie już i postarajcie się chociaż go nie drażnić, ok? Jakby nie było, to wasz nauczyciel – powiedział mój wuja wzdychając i machnął ręką, wyrzucając nas z gabinetu, więc posłusznie wstałyśmy. – Mam sporo pracy i bez waszych kłótni… zaraz mam spotkanie z nowym uczniem.
– Będzie jakiś nowy? – zainteresowała się Angela, odwracając się nagle od drzwi tak, że niemal na mnie wpadła. – W której klasie? Kto to?
– Pewnie w waszej – odparł z tajemniczym uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust – ale nie sądzę, by przypadł wam do gustu, biorąc pod uwagę to, co przed chwilą powiedziałyście.
– Niby co on ma wspólnego z Szulcem? – zdziwiła się.
– Zobaczysz – odpowiedział jej, nie zmieniając wyrazu twarzy – a teraz naprawdę już idźcie. Aldono, powiedz mamie, że wpadnę do was na kolację – dodał jeszcze i zaśmiał się, widząc moją minę - bez obaw, nie powiem nic o twojej sympatii do nauczyciela chemii.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam za Angelą z gabinetu na korytarz. Ruszyłam w stronę swojej szafki, bo było już za późno, by wracać na lekcje, nie miałam nawet ochoty na ponowne spotkanie z Szulcem.
– Poczekaj na mnie, ja tylko skoczę do łazienki – poprosiła Angela, gdy doszłyśmy do korytarza z szafkami, po czym pobiegła w stronę toalet.
Wzruszałam ramionami i zabrałam się do wybierania szyfru w mojej szafce, stojącej w niewdzięcznym miejscu zaraz za rogiem korytarza. Już miałam wybrać ostatnią cyfrę, gdy ktoś większy ode mnie wpadł z impetem na moją skromną osobę, przez co straciłam równowagę i upadłam na niedawno złamaną rękę, którą przeszył okropny ból. Po chwili zostałam przygnieciona do twardej posadzki przez bliżej nieznaną mi osobę, której długie dredy wpadły mi na twarz.
– Auć! Złaź ze mnie! – zawołałam, odpychając ją rękami i z trudem łapiąc powietrze.
– Już, chwila – usłyszałam niski, ochrypły głos blisko mojego ucha – przepraszam.
Nieznajomy wstał i wyciągnął w moją stronę rękę, pomagając mi wstać. Chwyciłam moją torbę, która upadła na bok przy zderzeniu i chwyciłam jego dłoń. Spojrzałam w górę i napotkałam spojrzenie chłopaka o jasnych, piwnych oczach otoczonych niezwykle długimi, jak na przedstawiciela brzydkiej płci, do tego niezwykle długimi rzęsami. Miał dość szerokie ramiona, choć i tak sporo węższe od Krzysztofa i długie, jasnobrązowe dredy, rozrzucone w nieładzie. Jego kwadratową szczękę pokrywał lekki zarost, a prawą brew zdobił srebrny kolczyk, niezwykle rzucający się w oczy w świetle jarzeniówek. Wyglądał zupełnie inaczej niż większość chłopaków ze szkoły, a mimo to, albo właśnie dlatego, było w nim coś intrygującego, i oszustwem byłoby stwierdzenie, że nie jest przystojny. Wyglądał na zmieszanego, kiedy wyciągnął do mnie prawą dłoń w geście przywitania.
– Jestem Paweł – przedstawił się i uścisnął moją rękę – i przepraszam, że tak na ciebie wpadłem, nie zauważyłem, że tu stoisz no i śpieszyłem się do dyrektora – wytłumaczył z lekkim uśmiechem, odsłaniając rząd białych, choć nieco nierównych zębów.
– A już się nie spieszysz? – spytałam, puszczając jego dłoń i idąc otworzyć szafkę, żeby odłożyć książki i móc wyjść wreszcie z tego więzienia.
– No… w sumie tak – odparł zakłopotany i odwrócił się, żeby odejść, ale po chwili się rozmyślił i dodał – nie powiedziałaś, jak masz na imię.
– Aldona – przedstawiłam się, zerkając na niego przelotnie.
– Aldona – powtórzył z uśmiechem – ładnie – rzucił jeszcze, zanim pobiegł w stronę gabinetu.
ANGELA
* * *
ANGELA
Wyszłam ze szkolnej toalety i niemal wpadłam na chłopaka biegnącego w stronę sekretariatu, na szczęście ominął mnie i pognał dalej, jakby mnie nie zauważył. Wpatrywałam się z zaciekawieniem w jego plecy i podskakujące w rytm kroków dredy, dopóki nie zniknął za rogiem korytarza, po czym podeszłam do Aldony, która właśnie zamykała swoją szafkę i zaczęła zakładać kurtkę.
– Co to za koleś? – spytałam ją, wybierając szyfr w metalowych drzwiczkach.
– Chyba ten nowy – odparła, wzruszając ramionami i z niewyjaśnionych przyczyn unikając mojego wzroku.
– Rozmawiałaś z nim? – zapytałam i zerknęłam na nią z uwagą, odrzucając włosy na plecy i zakładając płaszcz.
– Tylko chwilę – zbyła mnie, ruszając w stronę wyjścia. – A co? Spodobał ci się?
– Nie, no co ty – prychnęłam, spoglądając na nią jak na chorą psychicznie – tylko wydaje mi się jakiś dziwny – wyjaśniłam dokładnie w chwili, gdy rozbrzmiał dzwonek, ogłaszający koniec lekcji.
– Jest po prostu oryginalny – broniła go Aldona, zgrabnie lawirując w tłumie, wylewającym się z klas.
– A może to tobie się spodobał? – spytałam z zaczepnym uśmiechem, na co moja przyjaciółka wywróciła oczami.
– Jasne, Angela, na jego widok zapomniałam o mojej miłości do Krzysztofa i zaczęłam marzyć o miłosnych uniesieniach z nowym kolegą – odparła ironicznie, patrząc na mnie z czymś na kształt politowania.
– Żadna miłość nie jest wieczna, wiem to na własnej skórze – stwierdziłam, krzywiąc się lekko na wspomnienie Maksa i jego rudej „koleżanki”.
– Nasza jest – odpowiedziała z niezachwianą pewnością.
– Do czasu… kiedyś też myślałam, że z Maksem będziemy już zawsze razem.
– My to co innego. Maks nie uratował ci życia, zasłaniając cię własnym ciałem – odparła, a ja wiedziałam już, że przegrałam tę walkę i nie zdołam jej przekonać do moich racji.
– Jak tam sobie uważasz, ale wspomnisz jeszcze moje słowa – powiedziałam, wychodząc za nią przed szkołę i ciaśniej otulając się szalikiem – Brr… ale zimno – poskarżyłam się, moja przyjaciółka zwracała już jednak swoją uwagę na kogoś zupełnie innego.
– Przesadzasz – odpowiedziała krótko, zanim podbiegła do Krzysztofa i niemal rzuciła mu się w ramiona.
Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się, co jeden facet zrobił z moją niegdyś tak opanowaną przyjaciółką. Co prawda Aldona nadal była wkurzająco spokojna, ale w towarzystwie Krzysztofa pozbywała się swojego dystansu i niechęci do kontaktów cielesnych z innymi ludźmi. Niekiedy przebywanie z nimi w jednym pomieszczeniu stawało się nie do wytrzymania, przynajmniej dla mnie, jako osoby samotnej, przez to nagromadzenie buzującego w nich napięcia i wręcz namacalnego pragnienia bliskości. Co chwila przytulają się, chwytają się za ręce, przelotnie całują albo szepczą do sobie do ucha czułe słówka. Zdaję sobie sprawę, że sama z Maksem zachowywałam się o wiele gorzej, dopiero teraz jednak uświadamiałam sobie, jak bardzo musiało to być irytujące dla Mateusza, tym bardziej, że chyba był we mnie zakochany. Czy tak nadal było, nie miałam pojęcia, ponieważ nie dawał mi w żaden sposób do zrozumienia, żebym mu się podobała, mimo że byłam już wolna. Być może uważał, że nadal rozpaczam po Maksie? No cóż, jeśli tak, to jeszcze bardziej pomylić się by nie mógł.
– Cześć Mat – przywitałam go i przelotnie pocałowałam w policzek, a on odruchowo pochylił się, żeby mi to ułatwić. – Jak leci?
– Cześć. Zaraz jedziemy na trening – poinformował mnie i z powrotem oparł się o bok volvo.
– Super – rzuciłam ironicznie, po czym dodałam, krzywiąc się lekko – twoja była znów będzie się przechwalać tymi warsztatami w Zakopanem.
– Nigdy nie byłem z Agą – sprostował i zmierzwił w roztargnieniu swoje czarne włosy, które aż prosiły się o wizytę u fryzjera, tak były długie – poszliśmy tylko na kilka randek, nic więcej.
– Jasne – parsknęłam sarkastycznie i chciałam coś jeszcze dodać, ale przerwał mi Krzysztof, który zawołał do nas znad ramienia nadal uwieszonej na nim Aldony.
– Ja porywam Aldonę do siebie, więc miłego treningu – powiedział i objął moją przyjaciółkę ramieniem, prowadząc ją w stronę lexusa. – Do jutra! – rzucił jeszcze przez ramię.
– Na razie! – zawołałam i spojrzałam na Mateusza. – To jak, jedziemy? – spytałam, a on odsunął się, żeby mogła wsiąść, i wtedy zza moich pleców dobiegł mnie bardzo nieprzyjemny, piskliwy głosik.
– Mateusz! – krzyknęła z entuzjazmem Klaudia, jedna z moich największych szkolnych rywalek, konkurująca ze mną od niepamiętnych czasów o miano kapitanki drużyny czirliderek. – Jak ja cię dawno nie widziałam! Co tam u ciebie słychać, przystojniaku? – spytała i niemal podbiegła do niego, przyklejając na twarz przesłodzony uśmiech.
– Wszystko ok. – odparł krótko i posłał jej niemrawy uśmiech. – Wiesz, trochę się spieszymy i…
– Nadal jeździsz tą swoją wypasioną maszyną? – pytała dalej, jakby go nie usłyszała.
– Jest za zimno na motor – odpowiedział, wyraźnie nie mając ochoty na dalszą rozmowę, inteligencja Klaudii widocznie nie pozwoliła jej jednak na zauważenie tego.
– Szkoda… a przejedziemy się kiedyś razem, jak zrobi się cieplej?
– Nie sądzę, raczej jeżdżę sam – zbył ją i otwarł drzwi.
– Z nią jeździsz – stwierdziła Klaudia jakby oburzonym tonem, kiwając na mnie głową.
– Tak, bo to moja przyjaciółka… miło było cię zobaczyć, ale naprawdę musimy już iść – odparł i wsiadł do samochodu, odpalając silnik.
– Przyjaciółka… – powtórzyła powoli, jakby zastanawiała się nad znaczeniem tego słowa, po czym zawołała do mnie, gdy już prawie siedziałam w volvo. – Ej, Marshall, często się pieprzycie na tych treningach?
– Nie mierz wszystkich swoją miarą – odparłam wściekłym tonem. – To, że robisz dla każdego za gumową lalkę nie znaczy, że ja też taka jestem. I lepiej ci radzę, odpuść sobie Mateusza, bo on z byle kim się nie zadaje – dodałam i wsiadłam do samochodu, mocno trzaskając drzwiami.
– Hej, uważaj, to nie wagon kolejowy – rzucił Mat i uśmiechnął się do mnie, po czym ruszył, zgrabnie wymijając grupki uczniów nadal tłoczące się przy szkolnym parkingu. – Chyba się nie przejęłaś tym, co ona mówiła?
– Nie… tylko strasznie mnie zirytowała – przyznałam i wyjrzałam za okno.
Nie chciałam, nie mogłam mu się przyznać, jak wiele razy marzyłam, by to, co mówiła Klaudia, stało się prawdą. Co prawda nie chodziło mi konkretnie o seks z Mateuszem, przynajmniej nie tylko, ale o samo bycie z nim na innych warunkach niż obecnie. Miałam już dość samej przyjaźni, skoro każdy jego dotyk, każdy gest, czy to w trakcie tańca czy w innych okolicznościach, wyzwalał we mnie niesamowite pokłady emocji, jakich Maks nie był wstanie ze mnie wydobyć nawet najbardziej namiętnymi pocałunkami. Każde spotkanie z Mateuszem, każda chwila z nim spędzona coraz bardziej utwierdzała mnie w tym, że się w nim zakochałam, i to zanim jeszcze rozstałam się z Maksem… po prostu wtedy nie potrafiłam przyznać się do tego przed samą sobą. A teraz, kiedy już się o tym przekonałam, Mateusz zdawał się stracić zainteresowanie mną i wolał umawiać się z różnymi dziewczynami z klubu tańca.
Spojrzałam na niego kątem oka, żeby chwilę popodziwiać jego ciało. Silne mięśnie pracowały gładko pod czarnym materiałem skórzanej kurtki, kiedy skręcał kierownicą w prawo, a jego przenikliwy, zielony wzrok skupiony był na drodze przed nami, która pokryta była cienką warstwą śniegu. Musiał poczuć na sobie mój wzrok, bo spojrzał na mnie, gdy tylko zatrzymał się na światłach. Szybko odwróciłam głowę i udałam, że wpatruję się w padający za oknami śnieg, mając szczerą nadzieję, że nie zobaczył, jak się w niego nachalnie wpatrywałam.
– Masz jakieś plany po treningu? – spytał niespodziewanie i powoli ruszył, gdy zapaliło się zielone światło.
– Nie, raczej nie – odparłam zaskoczona i spojrzałam na niego pytająco. – Dlaczego pytasz?
– Masz może ochotę na krótki spacer? Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział i uśmiechnął się, zerkając na mnie przelotnie.
– Wiesz dobrze, że nie znoszę niespodzianek.
– Ta ci się spodoba, obiecuję – odpowiedział i skręcił na parking pod klubem tańca. – To jak, jesteśmy umówieni?
– Ok. – odparłam krótko i wysiadłam z samochodu, zastanawiając się, co za niespodziankę dla mnie przygotował. – A powiesz mi, co to takiego?
– Nie ma mowy, wtedy wszystko bym zepsuł – powiedział i mrugnął do mnie. – Ćwicz cierpliwość, Marshall – dodał i ruszył w stronę budynku, zabierając uprzednio nasze torby z ubraniami do tańca.
– Nie możesz uchylić choć rąbka tajemnicy? – poprosiłam, biegnąc za nim i niemal przewracając się na śliskich płytkach na schodach.
– Nie – zaśmiał się i chwycił mnie za rękę, żebym nie upadła, a od mojego ramienia po całym ciele rozprzestrzeniła się niezwykle przyjemna iskra ciepła. – A ja myślałem, że tylko Aldona ma problemy z równowagą – dogryzł mi i wszedł do klubu, puszczając moją dłoń i przytrzymując dla mnie drzwi. – Idziesz? – zapytał z podniesioną brwią, gdy po chwili nie ruszyłam się z miejsca.
– Idę, idę – rzuciłam i weszłam do klubu pod jego ramieniem, mając nieodparte wrażenie, że to będzie naprawdę długi trening…
* * *
Kochana autorko tego przepięknego opowaidania, obejrzyj sobie proszę film Mission Impossible 2, może to pomoże tobie wydostać się z tego stantalizowanego stanu. Niech twoja miłość trwa wiecznie. Filonoe
OdpowiedzUsuńKochany Filonoe, nie mam pojęcia, co ma Mission Impossible 2 do moich gimnazjalnych prób pisania ani o co chodzi Tobie z tym stantalizowanym stanem. Mógłbyś rozwinąć myśl? A co do mojej miłości, to jestem pewna, że akurat pisanie kochać będę zawsze, bo, jak mniemam, o tę miłość Tobie chodziło. Pozdrawiam :)
UsuńTak, kochanie, dziękuję, że to dla mnie zrobiłaś, chciałbym się Tobie stosownie odwdzięczyć. Pozdrawiam :) Filonoe
OdpowiedzUsuńNaprawdę, Filonoe, nie rozumiem Twojego toku myślenia :D
UsuńChyba potrzebuję twojej pomocy. Filonoe
OdpowiedzUsuńSpotkajmy napić się herbaty, Ty stawiasz, Filonoe
OdpowiedzUsuńMam dla ciebie niespodziankę.
OdpowiedzUsuńTo się zaczyna robić dziwne :D o co Ci chodzi?
OdpowiedzUsuńCo to znaczy dziwne?
OdpowiedzUsuńChcę Tobie podziękować za pomoc a dla ciebie to jest dziwne.
OdpowiedzUsuńChociażby to, że nie udzieliłam Ci żadnej pomocy.
OdpowiedzUsuńMożesz wyświadczyć mi przysługę.
OdpowiedzUsuńLubię twoją intensywnie kobiecą naturę.
OdpowiedzUsuńZapłać mi za to co mi zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńŻartuję, jednak możesz się nad tym zastanowić, moglibyśmy razem współpracować, wydaje mi się, że mógłby Tobie się przydać ktoś kto udzieli Tobie alternatywnego punktu odniesienia.
OdpowiedzUsuńmam na twoim punkcie wyjebane
OdpowiedzUsuńJednak właściwie nie, podoba mi się, że piszesz, mogłabyś zostać w przyszłości matką chrzestną moich dzieci, w ten sposób oddałabyś mi stosowną przysługę, jak nie chcesz to nie musisz, żyj sobie zdrowo i w harmonii udzielam tobie w tym swojego poparcia.
OdpowiedzUsuńJak skończyłaś to spuść wodę.
OdpowiedzUsuńJa Twoje winy względem mnie powierzam Opatrzności Bożej.
OdpowiedzUsuńżyczę Tobie wszystkiego dobrego
OdpowiedzUsuńByłem nieszczęśliwie zakochany, miłość to dar od Boga.
OdpowiedzUsuńWiesz co? Jednak to Ty mi pomogłeś :D wielkie dzięki za rozbawienie w czasie sesji - teraz z o wiele lepszym nastrojem zasiadam do dalszej nauki :D
OdpowiedzUsuńNa sąd Boży możesz się przygotować kultywując miłosierdzie, to wzmacnia miłość w człowieku.
OdpowiedzUsuńZemsta należy do Pana. "Ścieżkę człowieka prawego ze wszech stron otacza
OdpowiedzUsuńNiesprawiedliwość samolubnych
I tyrania złych ludzi.
Błogosławiony, kto w imię miłości bliźniego i dobrej woli
Prowadzi słabych przez dolinę ciemności,
Bo prawdziwie strzeże on brata swego i odnajduje dzieci zaginione.
I uderzę z wielką pomstą i zapalczywością
Na tych, którzy braci mych otruć i zniszczyć próbują.
I poznacie, że imię me Pan,
Gdy uczynię pomstę moją nad wami." Ez 25:17
Odpowiedź to masz w swoim sercu, jak coś zrobiłaś źle prędzej czy później to do ciebie wróci, twoja sprawa co z tym zrobisz.
OdpowiedzUsuńCzłowieku, nudzi Ci się?
OdpowiedzUsuńBóg Ciebie osądzi za mnie, nie ja. Żegnaj.
OdpowiedzUsuńPłodność to błogosławieństwo Boże. Bardzo mi się podoba nowoczesna adaptacja epopeji narodowej. Pozdrawiam Ciebie serdecznie. Tadeusz Stanisław Liro
OdpowiedzUsuńMuszę uważać skacząc na główkę do płytkiej wody.
OdpowiedzUsuńJestem idiotą, napisał o mnie książkę Fiodor Dostojewski.
OdpowiedzUsuńPrzychodzę z Pałacu Młodzieży nasłał mnie weterynarz nazywa się Marek Chadaj chodziło o kontrolę jakości czy nadaję się do pracy jako ratownik WOPR. Oferowałem mu swoją pomoc i na to tak wyszło.
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu przejrzałem ich.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że niezła jest z Ciebie tancerka. Chciałbym skontrolowć jakość wykonania.
OdpowiedzUsuńTo jest moje hybris.
OdpowiedzUsuńPotrzebuję żeby czasem ktoś mi przypomniał, żebym pamiętał, że jestem śmiertelny.
OdpowiedzUsuńChciałbym żeby wszyscy o tym wiedzieli.
OdpowiedzUsuńDzięki ja też mam ubaw czytając to co piszesz, napisz coś jeszcze. Przepraszam za to co pisałem chyba pomyliłem Ciebie z kimś innym, czasem mam takie odchyły od rzeczywistości. Filonoe to moje alterego.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSchizofrenia paranoidalna jest jak koszmar na jawie, uczy, że świat jest takim jakim go postrzegasz, jeżeli taka Lidia Jóźwiak wpisuje na wypisie, że ktoś sprawia wrażenie dyssymulującego, to komunikuje, że to nie jest tylko sen schizofrenika, lecz, że zawłaszcza sobie jego sen, współdzieli go, to trochę irytuję schizofrenika i sprawia, że traci on poczucie bycia w swoim śnie. Dlatego nie mogłem się Ciebie pozbyć ze swojej głowy.
OdpowiedzUsuńDzięki, chyba był to bodziec jaki był mi potrzebny do wyjścia z tego stanu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń