wtorek, 18 października 2011

ROZDZIAŁ 9

Biegłam co sił w nogach w jakieś nieokreślone miejsce, co chwilę oglądając się za siebie, jednak nikogo nie widziałam. Wokół panowała wszechogarniająca czerń, a nieznośną ciszę przerywał tylko mój nierówny oddech i bicie serca napędzanego adrenaliną, nie było nawet słychać moich kroków. Włosy powiewały mi na wietrze wywołanym moim szaleńczym sprintem. Uciekałam niewiadomo przed czym, biegłam niewiadomo dokąd.

Nagle dostrzegłam maleńkie, choć rosnące z każdym moim krokiem, rażące światełko, otoczone zimną, błękitną aurą. Nie wiedziałam, co gorsze – pozostanie w bezgranicznej ciszy i czerni, czy wejście do lodowatego światła. Zanim zdążyłam podjąć decyzję, poczułam, że coś lub ktoś mnie dotyka, łapie moje ramiona i odciąga od jasności, pogrążając mnie coraz bardziej w ciemnościach. Nagle ciszę przerwał rozdzierający krzyk…

Otworzyłam oczy. Zobaczyłam wpatrujące się we mnie przepełnione strachem oczy Mateusza. Trzymał mocno moje ramionach i puścił je dopiero, kiedy zobaczył, że przestałam się wyrywać.

– Nareszcie się obudziłaś – powiedział z ulgą w głosie – wrzeszczałaś jak opętana. Dobrze, że rodzice są na bankiecie i jeszcze nie wrócili, napędziłabyś im niezłego stracha.

– Bardzo krzyczałam? – spytałam i usiadłam obok Mateusza, czując spływający mi po plecach i skroniach zimny pot.

– Jakby cię ze skóry obdzierali, już się wystraszyłem, że może do nas ktoś też się włamał. Co ci się śniło?

– Nie wiem dokładnie, co to było – odparłam, powoli dobierając słowa – nigdy nie miałam takiego snu – dodałam i opowiedziałam mu swój koszmar.

– Myślisz, że to może mieć jakiś związek z twoimi wizjami?

– Nie mam pojęcia… – wyszeptałam przestraszona – Mat, boję się.

– To był tylko głupi sen – powiedział, próbując mnie uspokoić. – Prześpij się jeszcze trochę, jest dopiero chwilę po północy…

Chciał pewnie coś jeszcze dodać, ale zamilkł, gdy tylko zobaczył, co się ze mną dzieje. Przed oczami stanęła mi wizja tak przerażająca, że panika rozlała się po moim ciele z prędkością światła.

– Nie – wyszeptałam łamiącym się głosem.

– Co widzisz? – spytał przerażony Mateusz.

Obraz wyświetlany przez moją głowę był zbyt wstrząsający, żebym mogła mu odpowiedzieć. Mój umysł zalała fala cierpienia, rozprzestrzeniająca się z każdą chwilą po całym moim organizmie, sprawiając mi ostatecznie fizyczny ból. Nie wiedziałam, gdzie jestem ani co tam robię, nawet się nad tym nie zastanawiałam – nie pozwalało mi na to obezwładniające mnie cierpienie. Po chwili ból, do tej pory rozlany po całym moim ciele,  zaczął skupiać się w różnych punktach. Nagły, przeszywający ból w ramieniu, pulsująca rana z tyłu głowy…

Uniosłam wzrok i zobaczyłam wpatrującego się we mnie mężczyznę o intensywnie niebieskim spojrzeniu. Te oczy zdawały mi się dobrze znane, nie miałam tylko pojęcia skąd. Przez panującą wokół ciemność nie byłam w stanie dojrzeć jego twarzy, dopóki skądś nie wkradł się zbłąkany promyk słońca – wtedy zobaczyłam odbicie mojej twarzy w jego rozszerzonych źrenicach.

– Nie! – krzyknęłam, otwierając gwałtownie oczy, które nie wiadomo kiedy zamknęłam. – Nie! Nie! – film wyświetlany przed moimi oczami znikł tak szybko, jak się pojawił, zabierając ze sobą niemal cały ból.

– Aldona, co się stało? – zapytał Mateusz, lekko mną potrząsając, ja jednak nadal uparcie milczałam jak grób. – Oddychaj, masz całe sine wargi!

Posłusznie zrobiłam głęboki wdech. Teraz, gdy już odbierałam wszystkie bodźcie, mogłam wyczuć w powietrzu dość intensywny zapach męskiego żelu pod prysznic i wody po goleniu mieszający się z upojną wonią kwiatu hoi, stojącego w moim pokoju. Rozejrzałam się wokół w roztargnieniu, napotykając po drodze swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam strasznie – rysy mojej twarzy nadal wykrzywiał ból, będący teraz już tylko bólem psychicznym. Pozlepiane potem włosy zwisały po bokach mojej głowy w bezładnych strąkach, a moje zielone oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem.

– Aldona! – niecierpliwił się mój brat i jeszcze raz mną potrząsnął, żeby zwrócić na siebie moją rozproszoną uwagę. – Powiedz, co się stało, zanim przez ciebie zwariuję!

Jak miałam mu to przekazać? Jak mu wytłumaczyć, że to, co przed chwilą przeżywałam, było zaledwie namiastką bólu, jaki miała doświadczyć dziewczyna, którą kochał?

– Nie wiem, czy potrafię to opisać – odpowiedziałam zgadnie z prawdą łamliwym i bardzo cichym głosem.

– Mów – nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Chodzi o Angelę… jej coś grozi… coś poważnego – wyjąkałam.

– Co? Kiedy… – wyszeptał zszokowany.

– Nie wiem… widziałam chłopaka, mężczyznę o niebieskich oczach, słońce oświetlało tylko te oczy i brązowe włosy…

– To niemożliwe…

– Mat, wiesz dobrze, że to się stanie, jeśli nic z tym nie zrobimy – powiedziałam już mocniejszym głosem – Angela nie może nawet na chwilę zostać sama.

– Powiedz mi dokładnie, co widziałaś, jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim stanie.

Nie chciałam mu mówić, przez co dokładnie przechodziłam, pominęłam ten paraliżujący ból. Powiedziałam mu tylko co widziałam i słyszałam – coś jakby szum fal i regularne kapanie wody.

– Nigdy w życiu nie miałam tak realistycznej wizji, czułam wszystko, co będzie czuła Angela, jeśli jej nie ochronimy. Nie mogę dopuścić do tego, żeby cierpiała więcej niż ja przed chwilą.

– Musimy jej pomóc – poparł mnie mój brat i przytulił do siebie, a ja pozwoliłam się ogarnąć panice, która narastała we mnie z każdą sekundą.

Tej nocy nie zmrużyłam już oczu nawet na chwilę. Mateusz wyszedł z pokoju dopiero po godzinie od mojego nieopanowanego ataku paniki i, chociaż udawał spokojnego, dobrze wiedziałam, co tak naprawdę czuje. Byłam niemal w stu procentach przekonana, że jego także nękały myśli, których, mimo usilnym staraniom, nie mógł odgonić. Mnie dręczyły jeszcze do tego obrazy – przerażające wizje, przewijające się przez mój umysł z prędkością błyskawicy i wbijające się jak tysiące ostrych sztyletów prosto w serce.

Miałam ochotę zerwać się z łóżka i pobiec do Angeli, byle jak najprędzej ostrzec ją o niebezpieczeństwie, jakie jej grozi. Powstrzymał mnie od tego Mateusz, twierdząc, że państwo Marshallowie nie byliby zadowoleni, jeśli wbiegłabym do ich domu w środku nocy i oświadczyła, że ich córka…

Nie, nie, nie wolno mi tak myśleć. To się nie zdarzy, nie pozwolę na to. Muszę prześcignąć przyszłość, nawet jeśli miałabym po drodze wyzionąć ducha ze zmęczenia. Nie mogę dopuścić, by Angela przeżyła taki koszmar jak ja tej nocy, nie wybaczyłabym sobie tego. Z takimi myślami ponownie położyłam się w łóżku i czekałam na świt, na nowy, być może lepszy dzień.



*   *   *



– Nie mam najmniejszego zamiaru zamykać się w szklanej kuli przed złem tego świata tylko dlatego, że miałaś jakiś głupi sen – odparła Angela, gdy powiedziałam jej rano o mojej wizji.

– To nie był sen, to nie była nawet zwykła wizja – odpowiedziałam z rozrzewnieniem, bezskutecznie próbując ją przekonać. – Nigdy nie przeżyłam jeszcze czegoś takiego, nigdy! Masz mnie za przyjaciółkę, dlaczego więc mi nie wierzysz? Dlaczego nie możesz zrezygnować z wyjścia na głupią dysko…

– Ależ ja ci wierzę! – przerwała mi wpół słowa. – Nie wiem po prostu, co mogłoby mi się stać na twojej urodzinowej imprezie, na której będą z nami Maks i Mateusz, i ten twój Krzysztof pewnie też.

– Angela…

– Nie. Doceniam twoje starania, ale ja naprawdę potrafię o siebie zadbać – powiedziała stanowczo, a ja zrozumiałam, że ta bitwa jest dla mnie przegrana.

Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym dodać, żeby mi uwierzyła i pojęła, co jej grozi. Jak jeszcze miałam ją przekonać, skoro ona i tak mnie nie słuchała i zignorowała moje ostrzeżenie? Żałowałam wtedy, że nie mogę pokazać jej mojej wizji, żeby poczuła to samo, co ja przeżywałam w nocy, a co z pewnością jej dotyczyło. Może wtedy przestałaby być głucha na moje prośby.

– Gwoli jasności, zamierzasz kompletnie zlekceważyć to, co ci powiedziałam? – spytałam, chcąc się upewnić, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby ją przekonać.

– Oczywiście, że nie – odpowiedziałam dobitnie – ja po prostu chcę spędzić normalnie wakacje, nie jak jakaś schizofreniczka bojąca się całego świata.

– Twój wybór – odparłam zrezygnowana, spuszczając wzrok na swoje stopy – muszę już iść, umówiłam się z Krzysztofem.

– Miłego dnia – uśmiechnęła się nieco złośliwie – swoją drogą, nie chce mi się wierzyć, że wreszcie zainteresowałaś się jakimś chłopakiem, do tego studentem… martwiłam się już, że zostaniesz starą panną.

– Ha, ha, ha – odparłam ironicznie, wychodząc z jej pokoju i trzaskając lekko drzwiami, żeby dać upust swoim emocjom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz