wtorek, 18 października 2011

ROZDZIAŁ 2

– A teraz, jak naprawdę powinna wyglądać rumba, pokażą nam pary z numerami pierwszym, trzecim, piątym, siódmym, dziewiątym i czternastym – zapowiedziała przesadnie entuzjastycznym głosem kobieta o mysich włosach i w tandetnym, zielonym kostiumie, a z głośników popłynęła muzyka z filmu „Dirty dancing”.

Spojrzałam na Angelę i Mateusza, wybiegających wraz z pozostałymi parami zza kulis, po czym przeciągle ziewnęłam. Zastanawiałam się, ile jeszcze może potrwać ten turniej i czy popełnię straszne faux pas, kiedy po prostu wstanę i wyjdę. Nie chodziło o to, że nie obchodził mnie mój brat i przyjaciółka, jednak widziałam ten ich taniec tyle razy, że poznałam go już niemal na pamięć. Zerknęłam na siedzącego koło mnie Maksa i szturchnęłam go w ramię, gdy zauważyłam, że uciął sobie drzemkę.

– Angela z Matem tańczą – poinformowałam go, gdy spojrzał na mnie z rozkojarzeniem w swoich intensywnie niebieskich oczach.

– I dlatego musiałaś mnie budzić? – mruknął, ale przeniósł wzrok na swoją dziewczynę, tańczącą taniec miłości z jego najlepszym kumplem.

Wzruszyłam ramionami i bez większego zainteresowania zaczęłam rozglądać się po całej sali. Zgromadziło się dość wiele ludzi, choć w większości były to pewnie rodziny albo znajomi tancerzy. Stali lub siedzieli w drobnych grupkach i oklaskiwali poszczególnie wyczytywane pary    ; z zadowoleniem stwierdziłam, że największy aplauz otrzymali mój brat i Angela, którzy właśnie tańczyli jakąś piekielnie trudną serię kroków.

Moją uwagę przykuł chłopak, a w zasadzie to już mężczyzna, stojący blisko parkietu obok niskiej tancerki w krwistoczerwonej sukni. To, że nie był tancerzem można było stwierdzić na pierwszy rzut oka – nie miał numerku przyczepionego na plecach, do tego był zdecydowanie nieodpowiednio zbudowany: za wysoki (miał prawdopodobnie  ze dwa metry) i zbyt szeroki w ramionach. Pewnie nie wypada gapić się, tak jak ja, na obcego faceta, ale na swoją obronę mogę przywołać fakt, że jego bicepsy wyglądały niesamowicie pod cienkim materiałem granatowej koszulki. Zaciekawiło mnie, czy pod tą koszulką kryją się również wyrzeźbione na podobieństwo sześciopaku mięśnie brzucha; aż miałam ochotę podejść do niego i to sprawdzić.

Stop! Co się ze mną działo? Napawałam się widokiem obcego, ciemnowłosego i diabelnie przystojnego faceta, który nie wie nawet o moim istnieniu. W dodatku, sądząc po krótkim uścisku, który właśnie wymienił z dziewczyną w czerwonej sukience, był już zajęty. Zresztą nawet, jakby nie był, to z jakiej racji miałby się mną zainteresować? Pewnie jest już po dwudziestce, podczas gdy ja nie mam nawet osiemnastu lat. Myśl, a raczej marzenie, że mógłby się ze mną umówić, było więc kompletnie pozbawione sensu. Tym bardziej, że nie znałam jego imienia, nazwiska czy charakteru.

Być może zalicza się do grupy wymuskanych mięśniaków, myślących przeważnie tylko o tym, jaki koktajl proteinowy zaserwować sobie wieczorem lub gdzie iść na imprezę i jaką dziewczynę będzie mógł zbajerować na swoje ciało atlety. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce i że kieruję się stereotypami, jakimi nasiąknęłam w szkole. Może ten facet po prostu dba o swoje zdrowie? Może wcale nie marzy o dostaniu się na olimpiadę w podnoszeniu ciężarów? Ja w końcu jestem wegetarianką, a wcale nie wariuję na punkcie ekologii i nie należę do Greenpeace. Nie powinnam oceniać ludzi po pozorach...

– Dona, co z tobą? – głos Mateusza przerwał moje rozmyślania. – Zasnęłaś?

– C-co? Nie… – odpowiedziałam nieco rozkojarzona, niechętnie przenosząc na niego wzrok. – Patrzyłam jak tańczycie.

– Skończyliśmy już chwilę temu – odparł z uśmiechem. – W co się tak wpatrywałaś jak w obrazek? Albo raczej w kogo?

– W nikogo – zaprzeczyłam lekko speszona, że ktoś mnie na tym przyłapał.

Mimowolnie spojrzałam w kierunku obiektu moich wcześniejszych obserwacji, a Mateusz podążył za moim wzrokiem. W tym samym momencie, jakby kierowany jakąś siłą wyższą, ów obiekt odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Z tak daleka nie byłam w stanie dokładnie określić koloru jego oczu, zauważyłam jednak, że były bardzo ciemnie. Uśmiechnął się do mnie, a później, ku mojemu bezgranicznemu zdziwieniu, puścił mi perskie oko. Poczułam rumieniec szybko rozprzestrzeniający się na mojej twarzy i w myślach zaczęłam przeklinać geny mamy, odpowiedzialne za tę cechę.

– Czy to tylko moja wyobraźnia, czy tamten facet naprawdę przed chwilą do ciebie mrugnął? – spytał mój brat, gdy ciemnowłosy i ciemnooki chłopak odwrócił od nas wzrok.

– To było pewnie dla kogoś w wyższych rzędach – odparłam szybko; miałam wrażenie, że twarz za chwile stanie mi w płomieniach.

– Jasne – powiedział sceptycznie, przyglądając mi się uważnie.

– Mateusz! – krzyknęła zrozpaczonym głosem Angela. – Patrz! – uniosła w górę swoje buty do tańca, z których jeden miał złamany obcas – Co ja teraz zrobię!? Za chwilę tańczymy! Nikt nie zdąży mi dowieźć drugich butów! Powinnam to przewidzieć, już od jakiegoś czasu z tym obcasem było coś nie tak, mogłam wziąć przecież te nowe, beżowe sandałki.

– Są w samochodzie w bagażniku – odparłam spokojnie, biorąc kluczyki od Maksa – zaraz je przyniosę.

– Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – spytała, choć tak naprawdę, wiedziała, że mówię serio; odgrywała po prostu swoją rolę. – Kocham cię! – zadeklarowała piskliwie, rzucając mi się w ramiona. – Jesteś cudowna! Bez ciebie nie mielibyśmy szansy na finałowy etap!

– Lepiej już pójdę, żebyś zdążyła je założyć – odparłam, z ulgą wyswobadzając się z jej uścisku; nie żeby w jakiś sposób było to nieprzyjemne, po prostu zwykle unikam kontaktów cielesnych z ludźmi.

Angela posłała mi jeszcze jeden olśniewający uśmiech pełen wdzięczności zanim w podskokach podbiegła do Maksa. Falbaniasty tył jej różowej sukienki niemal dotknął podłogi, gdy usiadła swojemu chłopakowi na kolanach, jej przód natomiast nadal pozostał długości miniówki. Nie można było nie zauważyć, jak uroczo razem wyglądają, ale o tym już zdaje się wcześniej wspominałam.

Włożyłam kluczyki od srebrnego audi Maksa do kieszeni i ruszyłam w stronę wyjścia. Na zewnątrz panował jeszcze większy upał i duchota niż w środku sali, chciałam więc jak najszybciej wziąć buty Angeli i wrócić. Pewnie udałoby mi się to bez problemu, gdyby w czarnym lexusie nie siedział facet, któremu przyglądałam się zaledwie kilka minut wcześniej. Zupełnie się tego nie spodziewałam, a nie jestem do tego przyzwyczajona – zwykle wiem o większości rzeczy, które mają się zdarzyć, ale o tym później.

Czując, że się czerwienię, postanowiłam możliwie jak najbardziej niezauważalnie wziąć co trzeba i zwiać z powrotem. Pech chciał, że akurat gdy nurkowałam w głąb bagażnika, usłyszałam odgłos otwierania, a po chwili zamykania drzwi od samochodu. Udawałam, że nie mogę znaleźć butów w bagażniku i tak chciałam przeczekać, aż on oddali się na bezpieczną odległość. Może to nie był najlepszy pomysł, ze względu na to, że wypinałam mój spory tyłek (jedna z wątpliwych zalet posiadania figury klepsydry) zakryty tylko krótkimi, dżinsowymi spodenkami, ale zdecydowanie wolałam to niż bezpośrednią konfrontację.

– Cześć – odezwał się ktoś za mną, bardzo głębokim i ciepłym głosem, a ja natychmiast się wyprostowałam, co okazało się niezbyt dobrym posunięciem.

– Au – jęknęłam, gdy uderzyłam się głową w otwarte drzwi bagażnika. – Eee… cześć – wydukałam, odwracając się.

– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Nic ci się nie stało? – spytał, jakby naprawdę go to obchodziło.

– Wszystko w porządku – odparłam z zażenowaniem, choć byłam święcie przekonana, że nie wydobędę z siebie ani jednego dźwięku.

Okazało się, że ten facet, kimkolwiek był, wyglądał o wiele lepiej w świetle słonecznym. Jego oliwkowa skóra była ciemniejsza od mojej (nie żeby to było jakieś wielkie osiągnięcie, ponieważ jestem blada jak ściana), choć nie wyglądała na zbyt opaloną – widocznie posiadał ciemną karnację. Zauważyłam też, że miał ciemnobrązowe oczy, których tęczówki przypominały rozpuszczoną, gorzką czekoladę. W ogóle miał w sobie coś z Latynosa, coś, co nadawało mu niesamowicie seksowny wygląd. Czułam, że sama za chwilę się rozpuszczę przez ten jego wzrok.

– To dobrze – odpowiedział jakby z ulgą, chociaż co go obchodzi to, czy nic mi nie jest – jestem Krzysztof – przedstawił się, wyciągając do mnie rękę.

– Aldona – wyjąkałam, ściskając jego dłoń, o wiele większą i ciemniejszą od mojej; kiedy ją uścisnęłam, przez moje ciało przeleciał dziwny, choć przyjemny dreszcz.

– Miło mi – odpowiedział uśmiechając się, po czym skinął głową na trzymane przeze mnie buty i zapytał – tańczysz?

– Ja? Nie, nie umiem – mimo niezręczności tej sytuacji (przynajmniej z mojej strony), zaśmiałam się na samą myśl o mnie jako tancerce – to dla mojej przyjaciółki, złamała sobie obcas, a z chwile ma jeszcze tańczyć sambę razem z moim bratem, żeby móc dostać się do kolejnego etapu i jak jej ich nie przyniosę, to nie zdąży ich założyć.

– Szybko mówisz – stwierdził, kiedy skończyłam moją nieskładną paplaninę – mi by się język zaplątał.

– Hm… dzięki – wydukałam, rumieniąc się i  zastanawiając się, czy to świat stanął na głowie, czy to wszystko jest zwidami, wywołanymi moim uderzeniem w drzwi bagażnika – ja już naprawdę muszę iść, inaczej Angela nie zdąży zmienić butów.

­– Dobrze – odpowiedział z uśmiechem; nie ruszył się z miejsca, najwyraźniej czekając, aż ja zrobię to pierwsza.

W końcu przemogłam się i zmusiłam moje ciało do pierwszego kroku, a później nawet do jeszcze kilku następnych. Nie wiedziałam, dlaczego, ale jakoś nie miałam ochoty oddalać się od Krzysztofa. Było mi trochę głupio, że na początku wzięłam go za zadufanego w sobie mięśniaka, bo wcale nie sprawiał takiego wrażenia. Wręcz przeciwnie – wydawał się być miły i sympatyczny, do tego najwyraźniej nie miał pretensji, że wpatrywałam się w niego jak wół w malowane wrota. No i nie przerwał mojego nieskładnego monologu, mimo że prawdopodobnie nic z niego nie zrozumiał. Postanowiłam poważnie popracować nad pozbyciem się uprzedzeń.

– Aldona! – zawołał, gdy byłam już prawie w połowie drogi do wejścia na salę. – Chyba o czymś zapomniałaś! – dodał, gdy już się odwróciłam, z uśmiechem wskazując na otwarty bagażnik audi z kluczykami w zamku.

Przeklęłam cicho i, czując się, jakby twarz miała mi za chwile stanąć w płomieniach, zawróciłam, powłócząc nogami. Oczywiście, musiałam popisać się koncertową głupotą przed chłopakiem, który zaczynał mi się podobać i który, być może, był mną zainteresowany, sądząc po tym, że do mnie zagadał. W tym wszystkim najdziwniejsze jest to, że moja specyficzna przypadłość w ogóle nie dała o sobie znaku życia; byłam jednak za bardzo zażenowana, żeby zaprzątać sobie tym dłużej głowę.

Zanim dowlokłam się z powrotem do samochodu, Krzysztof zdążył już zamknąć bagażnik i wyciągnąć do mnie rękę z kluczykiem. Przez moje palce, gdy przez przypadek musnęłam jego dłoń, znów przebiegł jakiś prąd.

– Dzięki – wydukałam do swoich stóp, ponieważ byłam zbyt zmieszana, by spojrzeć mu w oczy – hm… muszę iść, oni zaraz tańczą.

­– Nie ma sprawy.

Przeklinając się w myślach za swoją głupotę, ruszyłam po raz kolejny ku drzwiom, a Krzysztof, co zauważyłam kątem oka, poszedł za mną. Czułam się tak zażenowana całą tą sytuacją, że miałam ochotę zagrzebać się głęboko pod beton, po którym właśnie szłam jak na ścięcie.

– Do zobaczenia – rzucił Krzysztof po tym, jak weszliśmy do sali – mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.

– Ja też – mruknęłam, na co tylko mrugnął do mnie tym swoim ciemnobrązowym okiem i odszedł sprężystym krokiem w miejsce, gdzie stała wcześniej wspomniana tancerka w czerwonej sukience.

Prezenterka właśnie zapowiadała taniec Angeli i Mateusza, więc biegiem pognałam w ich kierunku. Moja przyjaciółka stała bosa przy parkiecie z naburmuszoną i rozzłoszczoną miną, a mój brat próbował ją uspokoić, bo podskakiwała nerwowo.

– Nareszcie – warknęła niezbyt uprzejmie, po czym wyrwała mi buty z ręki i szybko je założyła, podtrzymując się ramienia Mateusza – już myślałam, że zgubiłaś się po drodze albo ktoś cię porwał.

– Bez obaw – odparłam odgarniając włosy z czoła – ja zawsze dam sobie radę.

– Tak, jasne – powiedział nieco ironicznie mój brat i posłał mi podejrzliwe spojrzenie, co świadczyło o tym, że widział z kim weszłam do środka.

Z przerażeniem pomyślałam, że w domu czeka mnie niemałe przesłuchanie. Dobrze chociaż, że Angela była zbyt zajęta rozpaczaniem nad swoimi butami, żeby zwrócić uwagę na cokolwiek, co działo się wokół niej. Niedobrze, że Mateusz prawdopodobnie jej o wszystkim opowie, a ona potrafi ze mnie wycisnąć praktycznie wszystko, jeśli ma taką ochotę.

Zabrzmiały pierwsze takty jakiejś latynoskiej melodii, więc Angela i mój brat pognali na parkiet, a ja wróciłam na swoje miejsce na trybunach. Maks wpatrywał się w drugi koniec sali niewidzącym wzrokiem, więc zadzwoniłam mu przed twarzą kluczami, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Zdezorientowany zamrugał kilka razy oczami, mruknął „dzięki” i po schowaniu kluczyków do kieszeni powrócił do dawnego stanu otępienia. Nie zasypywał mnie żadnymi pytaniami, dlatego wiedziałam, że nie widział z kim wracam z parkingu.

Usiadłam obok niego i rozejrzałam się wokół, nigdzie jednak nie zauważyłam Krzysztofa. Pewnie wyszedł, kiedy rozmawiałam z Mateuszem i Angelą. Nadal czułam się strasznie zażenowana w związku z tym, co się stało, a raczej, co zrobiłam na parkingu, dlatego ucieszyłam się, że go nie ma. Z drugiej strony bardzo chciałam go zobaczyć i móc usłyszeć jego głos oraz sprawdzić, czy mięśnie jego ramion faktycznie są tak twarde, na jakie wyglądają. Mogłam się założyć, że są nawet jeszcze twardsze.

Zastanawiałam się, dlaczego Krzysztof tak na mnie działał. Może  i wydawał się sympatyczny i był nieziemsko przystojny, ale w gruncie rzeczy nie wiedziałam o nic, z wyjątkiem tego, jak ma na imię. Nie należę do dziewczyn, które zakochują się w kimś tylko dlatego, że dobrze wygląda, w ogóle się w nikim nie zakochuje, jako że nie wierzę w miłość. W gruncie rzeczy, do tej pory w ogóle nie zwracałam uwagi na chłopaków, chyba że razem z Angelą oceniałyśmy ich, jak spacerowali po centrum handlowym z minami cierpiętników. Nie znaczy to oczywiście, że zakochałam się w Krzysztofie, o nie. Co najwyżej mi się spodobał. Nic więcej. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, takie coś zdarza się tylko w bajkach. Nigdy w prawdziwym życiu, z pewnością nie w moim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz